Przed tygodniem Polska przywróciła ruch na przejściach granicznych w Kuźnicy i Bobrownikach i od czterech dni na polsko-białoruskiej granica jest cisza niespotykana od lat. Służby nie odnotowują żadnych prób nielegalnego przekroczenia granicy - ostatni taki przypadek miał miejsce kilkanaście miesięcy temu. Migranci, którzy jeszcze niedawno szturmowali barierę, nagle zniknęli. Ale zarówno wojsko, jak i Straż Graniczna oceniają ten stan jako podejrzany spokój i ostrzegają przed przedwczesnym ogłaszaniem końca wojny hybrydowej.
Nikt w jednostce nie odwołuje alarmu. Wszyscy są zdania, że choć przez cztery doby na granicy nikt nie próbował przez nią przejść to taka zmyłka. Spodziewamy się, że za chwilę wszystko ruszy ze zdwojoną siłą. Z tamtej strony mamy sygnały, że nielegalsów nikt nie odesłał z Białorusi z powrotem. Spróbują przejść na naszą stronę, choć możliwe, że nie u nas, a u Litwinów - mówił jeden ze strażników granicznych dla naszej redakcji.
Funkcjonariusze ze Zgrupowania Zadaniowego "Podlasie" potwierdzają, że przez kolejne cztery doby nie odnotowano żadnych prób. Jeszcze kilka dni wcześniej, presja była duża i notowano nawet ponad 100 prób na dobę. W ochronę granicy zaangażowanych jest około 5 tysięcy żołnierzy 16. Dywizji Zmechanizowanej. Mimo spadku aktywności po stronie białoruskiej, polskie służby pozostają w stanie wzmożonej czujności.
Wojskowy analityk, ppłk rez. Maciej Korowaj w mediach ogólnopolskich ocenił obecną sytuację jako efekt świadomej kalkulacji reżimu Łukaszenki. Podobnego zdania są podlascy pogranicznicy, którzy przekonują, że nagła cisza nie jest przypadkowa. Ich zdaniem ma bezpośredni związek z polską decyzją o otwarciu przejść, a Białorusini nie chcą dać powodów dla Polski, aby ograniczyła ruch na przejściu.
- Za decyzją o otwarciu przejść i uruchomieniu tranzytu stoją ważniejsze siły niż te w Warszawie i w Mińsku. Przygraniczne podlaskie potrzebowało tego, ale od dawna nikt się tym w Warszawie nie przejmował i nic nie uległoby zmianie gdyby nie naciski międzynarodowe. To Białorusini są w trudnej sytuacji i potrzebują tranzytu, handlu oraz przepływu ludzi i pieniędzy. Reżim nie może sobie pozwolić na to, by Polska ponownie zamknęła świeżo otwarte przejścia w ciągu 24 godzin - mówił nam nasz rozmówca ze Straży Granicznej pracujący w tej formacji już kilkanaście lat.
Wojna hybrydowa ze strony białoruskiej była narzędziem wpływu na Polskę. Łukaszenka od 2021 roku cynicznie wykorzystywał sprawy imigracji w jako broń. Białoruś organizowała przeloty i dowoziła migrantów pod barierę włączając w to cały państwowy aparat. Trudno zatem przypuszczać, że wstrzymanie operacji hybrydowej to coś innego niż nowy, niestosowany dotąd, mechanizm wojny hybrydowej. Presję na granicę można włączyć, ale można dość szybko wyłączyć. Czy to oznacza, że nacisk na granicę powróci i znowu Straż Graniczna będzie miała ręce pełne roboty? To nie jest wykluczone, że choć wydaje się że Mińsk jest świadom, że otwarcie przejść jest warunkowe. Uszczelniona granica i tak sprawiała coraz większe problemy migrantom z przedostaniem się przez bariery i posterunki pograniczników. Ci, którym udawało się sforsować barierę trafiali na mundurowych lub wspierających ich społeczników z organizacji jak Inicjatywa Ochrony Mieszkańców Pogranicza czy Narodowa Hajnówka, a ci zawracali ich tam skąd przybyli. W tej sytuacji Białorusini zrozumieli, że pora zmienić strategię. Zwłaszcza, że polski rząd otwarcie mówił, że presja migracyjna spowoduje ponownie zamknięcie przejść.
Straż Graniczna i wojsko zgodnie podkreślają, że panujący spokój jest zbyt krótkotrwały, by wyciągać daleko idące wnioski.
- Minęło zaledwie kilka dni bez prób nielegalnego przekroczenia granicy. To zbyt krótko, aby już teraz wyciągać daleko idące wnioski. Jeżeli ten spokój potrwa trzy tygodnie to można byłoby to uznać to za zmianę trendu – powiedziała ppłk SG Katarzyna Zdanowicz z Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.
Wpływ na spokój na granicy ma też pogoda. Przymrozki i pogarszające się warunki atmosferyczne także w przeszłości powodowały spadek liczby migrantów decydujących się na próbę forsowania granicy. Wojsko cały czas wspiera Straż Graniczną i pozostaje na posterunkach, a pogranicznicy są czujni i wietrzą podstęp strony białoruskiej. Zwłaszcza, że choć presja migracyjna osłabła to ze strony wschodnich sąsiadów trudno mówić o braku wrogich działań. Ostatni przypadek sabotażystów, którzy na zlecenie Rosji próbowali wykoleić pociągi na trasie Warszawa-Dęblin (a przybyli z Białorusi) wskazuje, że zmienił się charakter działań. Zamiast granicy zagrożona jest teraz infrastruktura strategiczna.
Co ciekawe prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka próbuje zrzucić winę za wcześniejsze zamyknięcie granic na Polskę i kraje bałtyckie, jednocześnie wyrażając nadzieję na normalizację stosunków.
- Życie zmusi Polskę i kraje bałtyckie do budowania normalnych relacji z Białorusią i Rosją. Do władzy dojdą inni ludzie, którzy będą dostrzegać interesy Białorusi i Rosji, tak jak to było wcześniej – mówił Łukaszenka.
Zdaniem ekspertów obecny spokój jest najprawdopodobniej tylko taktyczną pauzą, bo operacja hybrydowa nie została przerwana. Zdaniem pograniczników zmieni się tylko faza z "ilości na jakość". O tym jak zmieni się zagrożenie dla granicy i położonych przy niej regionów dowiemy się zapewne niebawem.
A co Wy sądzicie o ciszy na granicy? To chwilowa przerwa czy koniec ataków?
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie