Reklama

Jagiellonia w ćwierćfinale z Betisem. Ale najpierw były męczarnie w Bruggi

Miało nie być powtórki z Łodzi, a było gorzej niż z Widzewem. Nie wiadomo czy piłkarze Jagi w Brugii źle ocenili rywali zakładając, że odpuści on rewanż czy to po prostu kolejny słabszy dzień, ale mecz w Belgii wyglądał dramatycznie. Na szczęście ten dramat miał happy-end: w końcówce Jagiellonia nie pozwoliła sobie strzelić trzecie gola i zaliczka z Białegostoku wystarczyła do awansu do ćwierćfinału. Gorycz tej przegranej osładza fakt, że dzięki temu awansowi i zwycięstwo Polska awansowała w klasyfikacji klubowej UEFA i od sezonu 2026/27 będzie miała 5 ekip w europejskich pucharach. W Białymstoku pojawiło się jednak zaniepokojenie przed niedzielnym meczem z Lechem.


Skład Jagiellonii wskazywał, że trener Adrian Siemieniec nie zastosuje taryfy ulgowej w rewanżowym meczu. I tak się właśnie stało: wystawił najsilniejszy możliwy skład na ławce rezerwowej sadzając jedynie Tarasa Romanczuka, który ciągle jeszcze wraca do pełni sił. Na murawę od początku wybiegli Afimico Pululu Jesus Imaz, Enzo Ebosse, Mateusz Skrzypczak i Dusan Stojinović. Tymczasem gospodarze - sądząc po składzie - oszczędzali się na niedzielny mecz  Anderlechetem Bruksela. Po pierwszym gwizdku sędziego to jednak gospodarze, teoretycznie grający w słabszym składzie, rzucili się do ataku i stłamsili Jagiellonię. W 6 minucie Felipe Augusto dał sygnał do natarcia oddając strzał na bramkę Sławomira Abramowicza, ale Ebosse zablokował to uderzenie. W 8 minucie jednak było już 1:0: Jarosław Kubicki fatalnie wybił piłkę głową pod nogi Hannesa Van der Bruggena, który sprzed pola karnego trafił piłkę i precyzyjnie umieścił ją w bramce. Parę minut później mogło być już 2:0 dla gospodarzy: Mateusz Skrzypczak tak wybijał piłkę, że omal kolanem nie skierował jej do własnej bramki. Na szczęście dla Jagi trafiła ona w słupek. Zaraz potem były kolejne akcje: zawodnicy Brugge strzelali na bramkę Jagiellonii głową, nogą, z akcji i po stałych fragmentach gry. Wysoki pressing sprawił, że mistrzowie Polski mieli ogromny problem z wyprowadzeniem piłki z własnej połowy, tracili ją w środku pola, który w białostockim zespole praktycznie nie istniał. Mnożyły się błędy w defensywie i tylko Sławomir Abramowicz zwijał się jak w ukropie broniąc strzały. Jeden z groźniejszych oddał Malamine Efekele, po którym piłkę z wielkim trudem na linii bramkowej wybronił Abramowicz. Pierwszy niby strzał na bramkę rywali Jaga oddała w 40 minucie, kiedy Joao Moutinho strzelał z rzutu wolnego. 

W drugiej połowie sytuacja się powtórzyła: zaraz na jej początku miejscowi strzelili drugiego gola, a permanentną słabość naszej defensywy wykorzystał Felipe Augusto. Niemal cała obrona Jagiellonii pozwoliła rywalom na swobodne podania i wrzutki w pole karne i zakończyło się to strzałem z bardzo bliska - nie do obrony dla bramkarza żółto-czerwonych. A białostoczanie dalej bronili się pod własną bramką mając coraz większe problemy z wyjściem z własnej połowy. Strzały gospodarze bronił Abramowicz i naprawdę ciężko było wyliczyć wszystkie sytuacje, kiedy golkiper Dumy Podlasia ratował swój zespół od straty kolejnych bramek. Trener Siemieniec zareagował wpuszczając na boisko Tarasa Romanczuka i Darko Churlinova, co sprawiło, że napór Belgów przestał być tak przytłaczający. Białostoczanie mieli wreszcie kilka sytuacji, a Abramowicz chwilę wytchnienia. Świetną akcję miał Churlinov, ale - jak to on - znowu przekombinował i jego strzał trafił w obrońcę. Potem szansę miał Romanczuk, który groźnie główkował, a potem Imaz strzelił prosto w bramkarza gospodarzy. Jagiellończycy trochę uporządkowali szyki i obrona zaliczki z Białegostoku przestała być tylko desperackim wybijaniem piłki przed siebie.  

Niestety ostatnie minuty należały do Belgów, którzy rzucili wszystkie siły, by doprowadzić do dogrywki. Na szczęście...

- Na tym poziomie nie można oczekiwać, że ktoś coś nam da za darmo albo że to będzie spacerek. Właśnie po to rozgrywa się dwumecz, by liczył się bilans obu spotkań, a nie tylko jednego. - W Białymstoku zapracowaliśmy na to, żeby przyjechać tutaj z dużą przewagą. Wiedzieliśmy, że czeka nas trudne starcie. Już na konferencji dzień przed meczem mówiłem, że patrząc na ten zespół z boku, czuć w nim ogromny potencjał. Pytanie brzmiało tylko, kiedy zostanie on uwolniony - powiedział Adrian Siemieniec na pomeczowej konferencji.

Rywalem Jagi w ćwierćfinale będzie Real Betis Sevilla, z takimi gwiazdami w składzie jak Cedric Bakambu, Isco czy Antony. Hiszpański klub wyeliminował Vitorię Guimaraes (2:2, 4:0). Pierwszy mecz Jaga rozegra 10 kwietnia w Sewilli, a rewanż tydzień później w Białymstoku.

Cercle Brugge - Jagiellonia Białystok 2:0 (1:0). Bramki: Hannes Van der Bruggen 8, Felipe Augusto 50. Żółte kartki: Jarosław Kubicki, Joao Moutinho, Kristoffen Hansen i Taras Romanczuk (Jagiellonia). Sędziował: Morten Krogh (Dania). Widzów: 4646.

Cercle: Warleson - Ibrahim Diakite (80 Heriberto Jurado), Christiaan Ravych, Edgaras Utkus (67 Lucas Perrin) - Malamine Efekele, Hannes Van der Bruggen (46 Erick Nunes), Nils De Wilde, Thibo Somers, Flavio Nazinho (46 Gary Magnée) - Felipe Augusto, Bruno Gonçalves (67 Paris Brunner).
Jagiellonia: Sławomir Abramowicz - Dusan Stojinović (46 Tomas Silva), Mateusz Skrzypczak, Enzo Ebosse, Joao Moutinho - Miki Villar (58 Darko Churlinov), Leon Flach, Jarosław Kubicki (58 Taras Romanczuk), Kristoffer Hansen - Afimico Pululu, Jesus Imaz.

Przemysław Sarosiek 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do