
Odkryłem niedawno proste i użyteczne narzędzie, pozwalające fajnie tropić błędy poznawcze w debacie publicznej... przynajmniej niektóre z nich. Obserwuję mianowicie jak pewne grupy/osoby przedstawiają innych. Za każdym razem jeśli przekaz jest jednostronny i mówiący za jednym zamachem o bardzo wielu ludziach, można być pewnym, że coś jest „nie-halo”.
Jak to działa. Parada z chorągiewkami w kolorowe paski sunie ulicami. Obok słychać modlitwę. Co chwilę w paradzie ktoś się zatrzymuje, żeby zrobić zdjęcie. Fotografie lądują w sieci i zaczyna się pokaz głupoty. Nie ma podstaw, żeby jakkolwiek osądzać kondycję psychiczną modlących się, stoją i mruczą pod nosem, ale nie przeszkadza to niektórym zaanonsować ich na fejsbukach i instagramach „Katolicki fanatyzm ma się dobrze. Czy średniowiecze nigdy się nie skończy?”. Sposób prezentacji kogoś przyznającego się do wiary niemal z zasady jest w pewnych społecznościach negatywny. Ponieważ przeciwnicy Kościoła zebrani są w kręgi znajomych, nawzajem nakręcają się do jednakowych, jednobiegunowych skojarzeń. Różaniec – dewocja, pielgrzymka – idioci, droga krzyżowa – anachronizm, przykazania – niewolnictwo, ksiądz - chciwiec itp. Napędzanie się w takim podejściu rozmywa zdolności do obiektywizmu, degraduje rolę rozumu, za to zaczynają działać wytrenowane we własnej grupie odruchy, sięgające korzeniami niższych partii układu nerwowego.
To dlatego niektórzy uczestnicy parad równości i tego typu imprez z łatwością dopuszczają się profanacji religijnych świętości, będąc nawet głęboko przekonanymi, że nikogo nie obrażają. Przecież – wchodzę w skórę tęczowych prowokatorów – „nie da się obrazić podludzi, ci debile nie są zdolni do wyższych odczuć. A że są to jednostki o niższej wartości, udowodniliśmy nie raz na zdjęciach i filmach, które przecież tak wielu z nas wyśmiało i w komentarzach WSZYSCY się zgadzamy, że mamy rację”. Skoro każdy przejaw religijności w sferze publicznej pokazywany jest jako coś głupiego i fundamentalistycznego, to znaczy, że za każdym następnym razem nie ma potrzeby wysilać się na wyrabianie opinii. Po co, skoro jest gotowy szablon?
Z drugiej strony jest podobnie. Jeśli w całej paradzie 10% składu ma wygląd lub zachowanie wyzywające, to właśnie oni znajdą się w galeriach przeciwników, z właściwą dla oceny sytuacji etykietą dewiantów. A że środowisko skupia się w kręgi, wymienia prześmiewczymi podsumowaniami, to i niewiele trzeba, żeby z pełnym przekonaniem wspólnie krzyczeć do WSZYSTKICH uczestników tęczowych marszy „zboczeńcy, zboczeńcy”.
Okazuje się jednak, że – zależnie od miasta – w kontrowersyjnych pochodach chodzą też: wegetarianie, politycy, miłośnicy zwierząt, Żydzi, niepełnosprawni, sekciarze, antyklerykałowie, feministki, wszyscy-kontra-PiS, w końcu zwykli ludzie mający wśród znajomych lub w rodzinie osoby z zaburzoną seksualnością. Ale po co zawracać sobie głowę myśleniem, kiedy łatwiej jest zredukować całe towarzystwo do poziomu jednostek rzucających się w oczy, nie wymigam się, że często także do poziomu organizatorów. Natomiast kiedy tworzące zwykle trzon pochodu grono następnego pokolenia dzieci kwiatów („miłość dla wszystkich, pokój dla świata”) słyszy gromkie „wypier...ać, wypier...ać” i za chwilę z tych samych ust, albo nawet od kogoś obok Rotę, nie za bardzo ma wsparcie emocji, żeby na chłodno przeanalizować, czy związek między jednym i drugim jest ścisły i nieunikniony. Zatem robią zdjęcia i piszą o fundamentalizmie i zabobonach. Konserwatyści widząc to piszą, że to tamtym się w d...ach poprzewracało. Gdy ujrzą roznegliżowane osobistości, to temperament nie pomaga, żeby na spokojnie rozdzielić ogólną ideę marszu, w której odnajdują się różne środowiska, od spektakularnych zachowań. Ciach, wszyscy do jednego wora.
Polaryzacja myślenia wiąże nas wszystkich. Nie da się nie należeć do którejś z dwóch grup. Dlatego zostałem w mniemaniu pewnych osób „nie-katolikiem”, bo niezupełnie zgadzam się z jedynym wzorcem po tej stronie barykady i nie mogę awansem założyć, że w Białymstoku też będą nieprzyzwoite stroje, wyuzdane zachowania, profanacje. Jeśli będą, to oczekuję od organizatorów wyraźnego wykluczenia winowajców i potępienia. Tak samo jak od ludzi wierzących, że odetną się i skrytykują skandujących na cały ryj wulgarne hasła. I jedno jest złe, i drugie! Przykre jest to, że wmanewrowani zostajemy w tolerowanie zła po „własnej” stronie, tak jakby przez opozycję do wspólnego przeciwnika dawało to komukolwiek ulgę. Nie ma sensu i do niczego nie prowadzi.
Stąd nastawiam się na to (i Wam proponuję), żeby precyzyjnie wyławiać jednostki nie umiejące zachować się publicznie, i je bezlitośnie krytykować i śmiało mieszać z błotem – dla przykładu. Z ideami zaś podejmować polemikę.
(Obywatel Gie Żet/ Foto: pixabay.com/ rainbow)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Co nie zmienia faktu, że te pochody neomarksistów są forpocztą rewolucji lewackiej dyktatury Politycznej Poprawności, zaś osoby z zaburzonym popędem płciowym, są jak klasa robotnicza w 1917. Jak to się skończyło dla robotników? Fatalnie.
Mam homoseksualistów wśród znajomych, niektórzy nawet głosują na PiS, nikogo nie wyzywają i nikt ich nie wyzywa, żaden z nich nie chodzi na marsze równości bo mówią że one ich nie reprezentują a tacy wulgarni aktywiści tylko powodują że muszą potem obalać stereotyp. Z feministkami tak samo.