Reklama

Przyjechali, poklaskali, inni się pomodlili, rozeszli się w spokoju [ZDJĘCIA]

Tak tak - to było w Białymstoku. Internauci, którzy krzyczeli, że nie chcą w mieście "tęczowych manifestacji", w niedzielę zostali w domach. Nikt nie próbował zakłócać wiecu odbywającego się przed Teatrem Dramatycznym pod hasłem "Polska przeciw przemocy". Jedynie po drugiej stronie placu zorganizowano pikietę w obronie dzieci nienarodzonych, przy której zgromadziło się kilkanaście osób - tam z głośników można było usłyszeć głównie modlitwy. Jeżeli miała być to kontrmanifestacja w stosunku do środowisk LGBT+, to tematyka raczej nie była szczególnie trafiona.

W wiecu wzięło udział ponad 400 osób. Znaczna ich część to nie białostoczanie, a przyjezdni z innych regionów. Ale przyznać trzeba, że spacerujący w okolicy mieszkańcy miasta podchodzili, słuchali przemówień ze sceny. Na ławkach trochę seniorów, ale bez jakichś specjalnych grymasów oburzenia. Atmosfera wręcz piknikowa, sielanka.

Przyjechali też liderzy partii lewicowych, którzy wspólnie mają iść do jesiennych wyborów parlamentarnych:Adrian Zandberg z Razem, Włodzimierz Czarzasty z SLD i Robert Biedroń z Wiosny. Polityka jest ważniejsza niż idee, bo jeszcze nie tak dawno działacze Razem nie wyobrażali sobie, by stać ramię w ramię z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. A jednak chęć przekroczenia w końcu progu wyborczego wygrała. Sam Zandberg zresztą to już lider z krwi i kości i nikt nie próbuje tego negować. A słyszeliśmy nieraz, że w Razem nie ma takiego lidera jak w innych partiach wodzowskich, że tu jest wielu liderów i liderek. Tymczasem ogólnopolskie telewizje pokazują już tylko Zandberga, reszta rozpoznawalnych twarzy z jego ugrupowania gdzieś poznikała.

Wracając do niedzielnej pikiety, to jej głównym przekazem był sprzeciw wobec wydarzeń z 20 lipca, gdy pierwszy Marsz Równości w Białymstoku był atakowany przez chuliganów, choć określenie to może być zbyt małego kalibru. Takie są fakty.

Podczas wiecu skandowane były m.in. hasła "stop przemocy", "solidarność naszą bronią" czy "każdy inny, wszyscy równi". Zjawiły się różne środowiska, widzieliśmy nawet flagi związkowców z OPZZ. Nie było anarchistów - żadnych czarnych albo czarno - czerwonych sztandarów, to zaskoczenie.

Policja zjawiła się w sporej liczbie. Funkcjonariusze z kaskami i miotaczami gazu pieprzowego, gotowi do stłumienia ewentualnych zamieszek, stali w okolicznych alejkach. Byli widoczni, ale wchodzili przesadnie w tłum.

I właściwie to tyle. Znamienne było zasłyszane polecenie matki do kilkuletniego dziecka: "Chodź, musimy stąd iść, bo tu może być niebezpiecznie jak zaczną się bić".

(Piotr Walczak)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do