
Proponowane zmiany w kodeksie wyborczym mogą nie prznieść oczekiwanych przez Prawo i Sprawiedliwość efektów. Według ekspertów zyskać na tym mogą ruchy miejskie oraz komitety nie związane z żadną partią polityczną. Już od kilku lat widać wyraźnie, że formacje niepartyjne coraz odważniej wkraczają w polskie życie polityczne.
Obywatele coraz częściej zwracają uwagę na to, co się dzieje na ich lokalnych podwórkach. Jednocześnie przyglądają się i monitorują władze w poszczególnych gminach. Nie trudno zauważyć, że rośnie świadomość obywatelska, która pozwala mieszkańcom na zadawanie pytań, dochodzenie swoich praw i kierowanie wniosków o dostęp do informacji publicznej. W Białymstoku dzieje się to stosunkowo niemrawo w porównaniu do innych dużych polskich miast, ale jednak proces ten wydaje się być podobny, jak wszędzie indziej i raczej jest też nieodwracalny.
Dla przykładu w Warszawie bardzo dobrze sobie radzi Stowarzyszenie „Miasto jest Nasze”. Działacze bardzo aktywnie włączyli się w wyjaśnienie całej sprawy związanej z reprywatyzacją. Zyskali w tym działaniu przychylność mieszkańców, duże poparcie społeczne, ale też i rozpoznawalność. Nie jest wykluczone, że gdyby najbardziej aktywni członkowie stowarzyszenia chcieli wystartować w najbliższych wyborach samorządowych, mieliby spore szanse na zdobycie mandatów. Akurat w przypadku Warszawy i tego stowarzyszenia bardziej trzeba by było się nastawić na mandaty radnych niżeli urząd prezydenta miasta. W największym mieście w Polsce bitwa o ratusz rozegra się jeszcze i wciąż – zdaniem analityków – pomiędzy przedstawicielami partii politycznych.
Inaczej jest natomiast w Białymstoku, choć tutaj również na pewno będzie trwał ostry bój o urząd miejski pomiędzy partiami. Ale w ostatnich wyborach samorządowych już było widać pierwsze ruchy polityczne bez wyraźnych powiązań partyjnych. Na razie nie odniosły one spektakularnego suckesu. Niemniej był to sygnał do zmieniających się tendencji, bo część wyborców już pokazała, że nie po drodze im z partiami politycznymi. Nawet prezydent Białegostoku powołał swój komitet, który wówczas nie był związany z konkertną partią. I dlatego udało mu się wprowadzić sześciu radnych. Obecnie klub liczy pięciu radnych, ponieważ szef prezydenckiego klubu zdecydował się przejść do klubu PiS w Radzie Miasta. Teraz Tadeusz Truskolaski ma tylko pięć rąk do podnoszenia w trakcie głosowań. Dziś zresztą widać wyraźnie, że prezydent coraz mocniej przytula się do Nowoczesnej, a to bije też coraz mocniej także w jego radnych, których mieszkańcy zaczynają utożsamiać z formacją Ryszard Petru.
Wyraźny zwrot społeczeństwa w kierunku formacji nie partyjnych widać było za to już podczas kampanii prezydenckiej i parlamentarnej w 2015 roku. Świetny wynik uzyskał Paweł Kukiz oraz jego ruch, który w polskim parlamencie jest obecnie trzecią siłą polityczną. W samym Białymstoku poparcie było bardzo duże i obecnie utrzymuje się – według sondaży – w okolicach 30 procent. Jeśli takie notowania utrzymają się co najmniej przez najbliższy rok, może się okazać, że ruch Kukiz ’15 będzie w stanie wprowadzić do Rady Miasta co najmniej kilku radnych. Jeśli będzie tu także dobry kandydat na prezydenta, pociagnąć może całe listy do góry i z kilku radnych może zrobić się jeszcze o kilku więcej.
Na tym, co się dzieje, najbardziej będzie traciła Platforma Obywatelska oraz stare formacje jak PSL, straci najprawdopodobniej także Prawo i Sprawiedliwość. Gdyby te partie zdecydowały się postawić na nowe twarze, wyszłyby także z nowymi pomysłami, może straty nie byłyby duże. Dziś jednak patrząc na lokalne podwórko cały czas na pierwszym planie stoją ci sami politycy, którzy stali cztery, osiem i więcej lat temu. Nie prezentują także niczego nowego poza standardową krytyką swoich oponentów. Mieszkańcy tymczasem chcą konkretnych rozwiązań swoich problemów, a nie wysłuchiwania w kółko, kto co powiedział i dlaczego jest to złe. Białystok wciąż boryka się z problemami bezrobocia, brakiem inwestorów, wykluczeniem komunikacyjnym, emigracją zarobkową, odpływem młodych, wykształconych ludzi, złą jakością powietrza i przede wszystkim ze zdewastowaną sferą przestrzeni publicznej.
W nadchodzących wyborach samozrądowych, jeśli nic w debacie publicznej się nie zmieni, mogą korzystać z głosów wyborców jeszcze bardziej ruchy miejskie i obywatelskie. Podnoszone przez nie problemy faktycznie dotyczą spraw obywatelskich i problemów, z jakimi spotykają się mieszkańcy. Mniej jest w nich za to bicia politycznej piany. A tym właśnie coraz bardziej zmęczeni są obywatele niezależnie od miejsca zamieszkania. Trwający w parlamencie spór o wszystko męczy coraz bardziej, bo w tym czasie nie są rozwiązywane problemy Polaków.
Nie wiadomo jak w całej sytuacji zachowa się Komitet Obrony Demokracji, który teoretycznie jest ruchem niepartyjnym, ale w praktyce przyklejeni na sztywno są do niego politycy dzisiejszej opozycji. Z samego KOD-u wychodzą też sprzeczne sygnały o włączeniu się do czynnnej polityki, jak też pozostawaniu z boku – w charakterze obserwatorów życia politycznego. Jednak jeśli KOD lub inny ruch chce myśleć o starcie w wyborach samorządowych, już musi zacząć mówić do ludzi w taki sposób, aby wiedzieli, że będzie reprezentował ich interesy w konkretnym gremium.
Na ostatnim kongresie ruchów miejskich w Gorzowie Wielkopolskim dyskutowano o możliwości startu w wyborach samorządowych, które odbędą się w przyszłym roku. Aktywizacja obywatelska z roku na rok jest coraz bardziej widoczna i nie sposób pominąć albo przejść tu obok potrzeb obywateli. Ale też nie sposób nie myśleć o tym, że lepiej wejść czynnie do polityki niżeli tkwić cały czas w pozycji obserwatora i walczącego z systemem partyjnym.
W naszym regionie, poza Białymstokiem, są już przedstawiciele ruchów miejskich lub obywatelskich, co pokazuje również siłę takich inicjatyw. Inna sprawa, że nie wszedzie udało się utrzymać niezależność od różnych partii, ponieważ w samorządach niejednokrotnie trzeba było tak ułożyć współpracę, aby odbywało się bez wojenek znanych w Polsce, a dostępnych dla nas w przekazach mediowych. Być może więcej będzie wiadomo o roli ruchów miejskich w przyszłych wyborach po kolejnym kongresie, który zaplanowano w maju w Katowicach. Jedno jest absolutnie pewne – jeśli zostanie wprowadzona dwukadencyjność, wielu prezydentów, burmistrzów i wójtów będzie musiało zwolnić swoje stanowiska bez możliwości powrotu. To największe otwarcie na inicjatywy nie partyjne, lub też obywatelskie, z jakim mamy do czynienia od 1989 roku.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie