Reklama

Stare auta są zagrożeniem na białostockich ulicach? Badania techniczne wystarczają?

Większość Polaków jeździ samochodami, których wiek przekracza 10 lat. Nie inaczej jest i w Białymstoku, gdzie najliczniejszą grupę osobówek stanowią 12- - 15-letnie auta. Czy leciwe pojazdy stanowią większe zagrożenie w ruchu drogowym niż kilkuletnie, naszpikowane elektroniką i innowatorskimi systemami bezpieczeństwa auta? Według naszych rozmówców to stan techniczny jest istotniejszy niż wiek, a ten może być nienaganny nawet w kilkunastoletnim samochodzie.

Kiedy 10 lat temu TNS OBOP przepytał Polaków o import aut, prawie połowa badanych stwierdziła, że sprowadzane do kraju stare samochody stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa użytkowników dróg. Z kolei z danych policji za 2013 r. wynika, że niesprawność techniczna pojazdu była przyczyną 144 wypadków drogowych. W 53 przypadkach stan samochodu wynikał z zaniedbania właścicieli. W konsekwencji zginęło wtedy sześć osób, a 63 zostały ranne. Prawie połowa wypadków (49,1%) spowodowana była brakami w oświetleniu pojazdu, drugą w kolejności przyczyną były braki w ogumieniu (10,2%), a trzecią – usterki układu hamulcowego (9,4%).

Po Białymstoku najwięcej jeździ samochodów mających 12 - 15 lat. Na koniec zeszłego roku w tutejszym wydziale komunikacji zarejestrowanych było ich ponad 24 tysiące. Sporo osobówek jest też w przedziale wiekowym 16 - 20, bo blisko 23,4 tys. Jeśli chodzi o dane dotyczące całego kraju, to Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego na podstawie informacji z Centralnej Ewidencji Pojazdów podaje, że w całym 2015 r. liczba pierwszych rejestracji używanych samochodów osobowych w Polsce wyniosła prawie 792 tysiące. Natomiast w tym roku od stycznia do lipca - 532 948, z tego 63,3% (337 928 egzemplarzy) wyprodukowano co najmniej 10 lat temu.

- Czy wiek pojazdu decyduje o jego bezpieczeństwie? I tak, i nie. Z jednej strony mamy samochody starsze, które przejechały kilkaset tysięcy kilometrów, ale... Skoro tyle przejechały, to oznacza, że były dobrze "zrobione". Z drugiej strony po naszych drogach poruszają się też samochody nowe, które z reguły zachowują sprawność jedynie przez okres trwania gwarancji. Przeglądając katalogi aut nowych, a nawet i ogłoszenia na portalach aukcyjnych, można zauważyć wzrost liczby różnych systemów, czujników, generalnie wszelkiej maści dodatków, które mają zwiększać nasze bezpieczeństwo podczas jazdy. Ale czy jest to bezapelacyjnie dobre? W mojej opinii - niekoniecznie. "Stare" samochody jakie są, takie są, ale to one uczą nas reagowania na niebezpieczne sytuacje. "Nowe" systemy pomogą nam wyjść z poślizgu, ale co w przypadku, gdy elektronika zawiedzie lub ulegnie awarii? Przechodząc do konkluzji: każde auto może być bezpieczne. Musimy jednak pamiętać, aby regularnie je serwisować. Kupując używany pojazd dokładnie go sprawdźmy. Jeżdżąc samochodem nowym nie zapominajmy o tym, czego nauczyliśmy się przez wszystkie lata jazdy - uważa Przemysław Kownacki ze Stowarzyszenia Białostockie Drogi.

Jak tłumaczy Zbigniew Weseli, dyrektor Szkoły Bezpiecznej Jazdy Renault, dbanie o stan techniczny pojazdu jest niezwykle istotnym elementem bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Nawet zaawansowane systemy ochrony w samochodzie mogą być niewystarczające, gdy auto ma na przykład niesprawne hamulce. Ekspert podkreśla, że każdy właściciel pojazdu musi po pierwsze regularnie dokonywać obowiązkowych przeglądów, a po drugie sam dbać i sprawdzać stan techniczny samochodu, gdy tylko coś wzbudzi niepokój lub wymaga wymiany na skutek zużycia.

Poniekąd o to, by po polskich drogach poruszały się sprawne pojazdy, dba państwo. Kierowcy są bowiem zobowiązani do regularnych badań technicznych swoich aut. Przepisy określają terminy:
- do trzech lat od pierwszej rejestracji,
- następnie w ciągu dwóch lat od pierwszego badania,
- corocznie po upływie wymienionego wyżej okresu,
- bez względu na wiek raz do roku przez ścieżkę diagnostyczną muszą przejechać pojazdy wyposażone w instalacje gazowe, taksówki i auta służące do nauki jazdy.

Podczas tych obowiązkowych przeglądów diagności sprawdzają elementy mające wpływ na bezpieczeństwo: m.in. amortyzatory, hamulce, oświetlenie itd. Zatrzymują dowody rejestracyjne, jeżeli wykryte zostają usterki zagrażające właśnie bezpieczeństwu albo środowisku, do czasu ich usunięcia. Dowód rejestracyjny zwykle tracimy również, jeśli podczas kontroli przez drogówkę okaże się, że jeździmy autem bez ważnego badania.

Tyle teoria, bo w praktyce - co nie od dziś wiadomo - o stempel diagnosty nie jest tak trudno. Owszem, są stacje kontroli pojazdów, których pracownicy rzetelnie przykładają się do swoich obowiązków i sprawdzają auta punkt po punkcie, zgodnie z wytycznymi. Ale nie jest większym problemem, by zaliczyć badanie nawet, jeśli w samochodzie występuje usterka, i nie mamy na myśli drobnostki. Jeden ze znajomych diagnostów przyznał, że nie przypomina sobie, by kierowcy nie oddany został od razu dowód rejestracyjny. Powodów jest kilka, a wśród nich najważniejsze to przeprowadzanie przeglądu po łebkach, strach przed antyreklamą i utratą klientów oraz niedbałość. To ostatnie przestaje nawet specjalnie dziwić, bo koszty prowadzenia stacji kontroli pojazdów z roku na rok są coraz wyższe, a stawki określone w przepisach są sztywne i nie zmieniły się od 2004 r. Badanie techniczne np. dla osobowego auta kosztuje od tego czasu 99 zł.

Stacjom stawia się coraz to nowe wymagania, a jednym z ostatnich pomysłów jest nakazanie diagnostom robienia zdjęć samochodom. Aby nie dochodziło do nadużyć w punktach kontroli mają pojawiać się jako tajemniczy klienci pracownicy Transportowego Dozoru Technicznego z pojazdami, które nie powinny przejść przeglądu pozytywnie. Do tego kierowcy mieliby płacić podwójnie, jeśli nie stawiliby się w SKP w terminie, a szacuje się, że obecnie 20% poruszających się po polskich drogach aut nie ma ważnych badań technicznych. Projekty zmian w ubiegłym roku pozytywnie ocenił Łukasz Bazarewicz, szef Autocentrum Martom w Białymstoku. Stwierdził wtedy, że to szansa na wyeliminowanie nieuczciwej konkurencji, bo są przecież diagności, którzy przepuszczają nie do końca sprawne pojazdy, z usterkami, wbijają stempel do dowodu rejestracyjnego, by tylko badań przeprowadzić jak najwięcej i jak najszybciej. Zwrócił przy tym uwagę, że nadużycia wynikają też ze zbyt niskich opłat. Wtórował mu Piotr Nalewajko z Konrysu, wyjaśniając, że firmy działają po to, aby zarabiać. A koszty funkcjonowania stacji wzrastają. Rosnące wymogi to tylko jeden element, diagnostom też trzeba płacić, podobnie jak rachunki za wodę, ogrzewanie czy energię elektryczną.

Czy jednak nadzór nad sprawnością polskich samochodów raz do roku wystarcza, by zminimalizować fakt poruszania się po ulicach aut zagrażających bezpieczeństwu? Cztery lata temu proponowano, by pojazdy mające od 10 lat wzwyż musiały pojawiać się w stacjach diagnostycznych nawet co pół roku.

- W zależności od sposobu użytkowania auta i używanych części eksploatacyjnych zużycie kontrolowanych elementów może nastąpić już po kilku miesiącach od przeglądu. Co "odważniejsi" będą jeździć niesprawnym autem do kolejnej wizyty w SKP, do której przygotują pojazd. Sądząc po liczbie samochodów tzw. ślepych na jedno oko, czyli z przepaloną żarówką świateł mijania, służby takie jak policja i ITD niezbyt ochoczo kontrolują stan techniczny osobówek. Być może trzeba by było rozważyć uszczegółowienie kontroli stanu technicznego albo zwiększenie ich częstotliwości do dwóch razy w roku. A może powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że niesprawny pojazd to zagrożenie dla wszystkich na drodze? - komentuje Przemysław Kownacki.

Z dystansem do częstszych obowiązkowych kontroli oraz dodatkowych rozwiązań odnośnie tych przeglądów podchodzi Łukasz Bazarewicz.

- Uważam, że kolejna forma weryfikacji stanu technicznego auta nie da nam gwarancji bezpieczeństwa na drogach. Oczywiście, że jakość badań na wielu stacjach nie jest jeszcze satysfakcjonująca. Na szczęście system się uszczelnia i jest coraz lepiej, ale rośnie też świadomość kierowców w zakresie eksploatacji samochodów oraz umiejętności prowadzenia, co też ma niebagatelny wpływ na bezpieczeństwo - mówi prezes Grupy Martom.

Trenerzy Szkoły Bezpiecznej Jazdy Renault przypominają, że pozytywne wyniki przeglądu technicznego nie zwalniają prowadzących pojazdy z dbania o ich stan. Zwracają więc uwagę na kilka elementów:

* opony - sprawdzaj regularnie ciśnienie; najlepiej wprowadzić zwyczaj kontroli ciśnienia raz na miesiąc, przy okazji tankowania; istotnym elementem jest także grubość bieżnika, w myśl obowiązujących w Polsce przepisów opony należy wymienić, kiedy bieżnik ściera się poniżej 1,6 mm;

* system hamulcowy - jeśli przy hamowaniu usłyszymy nietypowe dźwięki lub czujemy pod stopą, że pedał nie działa tak jak zwykle, opada zbyt nisko na podłogę, odczuwamy pulsowanie, trzeba natychmiast odstawić auto do warsztatu i nie poruszać się nim dopóki problem nie zostanie zidentyfikowany i usunięty; tak samo należy postępować w przypadku awarii systemu ABS, zapalona kontrolka ABS oznacza, że układ nie jest w pełni sprawny i może nie zadziałać prawidłowo, gdy będzie to najbardziej potrzebne;

* światła - należy regularnie sprawdzać sprawność świateł w samochodzie; nie zapominajmy o upewnieniu się, że prawidłowo działają także kierunkowskazy i światła stopu, kierowcy często zwracają uwagę tylko na te światła, których awarię mogą łatwo zauważyć, czyli światła mijania i drogowe.

(Piotr Walczak / Foto: BI-Foto)

 

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Warsztat - niezalogowany 2016-08-23 09:55:09

    Stare auta zagrożeniem? Prędzej doszukiwałbym się problemu w niedoszkolonych, niepewnie czujących się na drogach kierowcach niż w tych autach.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do