Reklama

Taka gmina: Bądźmy jak święty Jerzy co ze smogiem walczył.

I oto okazało się, że w Białymstoku - stolicy Zielonych Płuc Polski - wcale nie żyje się zdrowo. Mimo, że wokół nas są puszcze i inne obiekty zaciekłej obrony ekologów przed ścigającą nas cywilizacją, w Białymstoku jest smog. A jest on chwilami tak wielki, że zaleca się najstarszym i najmłodszym z nas nieopuszczanie domów. Może zmieńmy się na chwilę w świętego Jerzego, o którym historia i legendy mówią, że walczył ze smokiem. I powalczmy każdy we własnym zakresie bo tylko tak może się nam udać.

Podlasie - nasza ojczyzna - uczyniła z ekologii, natury i czystej, nieskalanej przyrody znak rozpoznawczy. I na tym oparła swoją markę. Wszystkie wymyślne strategie przygotowane przez obłąkanych decydentów, w których na filmach jako tubylcy jeździmy konno z łukami w garści po lasach, pływamy kajakami po bagnach i rowerami górski (obowiązkowo pod górę) lub tarzamy się nago po śniegu po wyjściu z kurnej chaty gdzie jest sauna mają wspólny mianownik: tu jest zdrowo, ekologicznie, naturalnie. Tej zimy maska opadła - nie jest zdrowo, nie jest naturalnie a wielokrotnie przekroczone normy pyłów i trujących gazów pokazują, że nie jest też ekologicznie. Białostoczanie - tracimy właśnie najcenniejszy nasz skarb czyli mit o zdrowym życiu.

Dlaczego jest to mit? Bo smog nie pojawił się tej zimy. Jest w Białymstoku od dawna. Nie wiem czy stężenia trujących pyłów i gazów nie były przekraczane wielokrotnie bardziej w latach poprzednich. Dzisiaj jednak wiemy - bo zaczęliśmy patrzeć na wyniki stacji pomiarowych - że w Białymstoku trujemy się oddychając. I mało pocieszające jest, że w Krakowie, na warszawskim Targówku czy w Katowicach jest gorzej. Takie myślenie przypomina stary dowcip, w którym sowiecki komputer na przechwałki Amerykanów o liczbie samochodów, domów i pieniędzy odpowiedział "A u Was Murzynów biją". Z faktu, że gdzieś jest piekło nie znaczy wcale, że u nas jest raj. Smog w Białymstoku jest i często przekracza dopuszczalne normy kilkakrotnie, a nie o jakieś promile czy procenty.

Dlaczego mamy smog w Białymstoku? Słuchając ekspertów wychodzi na to, że jego źródłem są piece, które dostarczają nam ciepła, kopcące samochody bez tłumików i brak wiatru. Jest jeszcze jeden czynnik - w naszym mieście mamy coraz mniej zieleni: drzew, parków, lasów. Co się da to zalewamy betonem, karczujemy i układamy kostkę. Betonujemy brzegi rzeki powodując, że woda nie ma gdzie wsiąkać i zmienia się w coraz bardziej rwący potok, który w końcu spektakularnie wylewa. I wszyscy zaczynają opowiadać o siłach natury, których nie da się ujrzamić. Zadziwiające, że kiedyś było inaczej. Albo te siły były słabsze, albo nam to nie przeszkadzało, albo... spieprzyliśmy dokumentnie nasze otoczenia. A teraz - ze strachu przed odpowiedzialnością lub ze wstydu - boimy się do tego przyznać. I mówimy o efektach ocieplenia, dziurze ozonowej i innych dopustach bożych. Osobiście wierzę, że ten smog to efekt naszej bezmyślności. Naszej czyli zbiorowej. Bezmyślny jest mój ulubiony podmiot liryczny Tadeusz Truskolaski godząc się na budowanie w tak zwanych korytarzach przewietrzania miasta (było coś takiego) licznych wieżowców choć kiedyś nie wolno w nich było wznieść niczego co ma 2 piętra. Nie wierzę, że teraz te korytarze nie są potrzebne: smog będzie u nas się kisił jeśli otoczymy centrum miasta blokami nie tworząc wolnych przestrzeni, którymi nawet drobny zefirek poruszy te masy powietrza. Kiedy wszędzie staną wieżowce to już tylko halny lub tajfun przewietrzy stęchłe miasto. Bezmyślny jest pan prezydent i my wszyscy z nim chwaląc go za budowę śródmiejskich obwodnic i pusząc się, że miasto jest znakomicie skomunikowane, bo cały strumień tirów warto jedzie i będzie jechał w najlepsze w granicach Białegostoku przecinając osiedla mieszkaniowe - sypialnie miasta. I żadne estakady i ekrany akustyczne nie uchronią mieszkańców od smogu, które te obwodnice przyniosą. One powinny biec daleko poza miastem - przez odludne pole i łęgi. Z dala od osiedli, w których mieszka kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Dlatego Panie prezydencie - jest Pan bezmyślny upierając się, aby te drogi którymi (Pan to wie i ja to wiem) będą jeździły codziennie tysiące tirów. I dlatego w tym smogu jest Pana wielki udział i wina.

Bezmyślni są doradcy prezydenta nie mówiąc mu, że warto wprowadzać darmowej komunikacji kiedy normy smogu przekroczone są choćby o jeden promil. Bezmyślnie kopiują oni uchwały z innych miast, w którzy powietrze jest tak okropne, że ludzie widzą czym oddychają uważając widocznie, że tylko wtedy warto choć trochę oczyścić atmosferę dając darmową jazdę autobusem zamiast jazdy samochodem osobowym gdy u nas będzie równie źle jak w Krakowie. I w efekcie ludzie zostaną zachęceni do odstawienia wozów dopiero wtedy, gdy normy będą trzykrotnie przekroczone. Bezmyślni jesteśmy my zwyczajni białostoczanie, gdy jako kierowcy wsiadamy do samochodu, aby przejechać dwie ulice, bo nie chce im się przejść piechotą. Myślimy wtedy, że ten ułamek procenta spalin niczego nie zmieni. Ale kiedy myśli w ten sposób kilkanaście tysięcy ludzi - a myśli! - to z ułamków robią się znaczne liczby! Bezmyślni jesteśmy, gdy odkręcamy na pełen regulator ogrzewanie przegrzewając domy. Wprawdzie ciepło jest drogie i ekonomia często wymusza na nas oszczędność, ale przykręcając kaloryfer nie myślimy, że dzięki temu powietrze będzie nieco czystsze. Może wtedy przykręcalibyśmy częściej. Bezmyślni jesteśmy paląc w prywatnych domach sklejkami, domowym śmieciem, drzewem, miałem węglowym i czym popadnie bo tak taniej. Wiem, my w Białymstoku jesteśmy oszczęni. Wiem, że nie przelewa się nam i generalnie nie stać nas na zakup dobrego węgla lub założenia pieców na inne paliwo, bo potem płacąc rachunki za olej czy gaz można dostać nerwicy, ale... Trujemy w ten sposób siebie. Nieodwołalnie, bezapelacyjnie i na pewno. Każdy z nas w ułamku procenta pracuje na smog i kiedy jest nas te 300 tysięcy to wychodzi z tego całkiem spore przekroczenie. czyli nasz białostocki smog.

Wiem, że rachunek do opłacenia za olej czy gaz albo dobry węgiel to fakt obiektywny, a śmieci w piecu to konieczność. I rachunek z pewnością zapłacę ja, a ten trujący dym to wcale nie musi zaszkodzić mnie... A może wcale nie zaszkodzi nikomu. Tak właśnie myślimy. A potem uparcie staramy się o tym zapomnieć czytając z niedowierzaniem wyniki badań powietrza w Białymstoku. Trujące powietrze w Białymstoku? W Zielonych Płucach? Mamroczemy pod nosem: "Coś pokręcili ci naukowcy". A potem dziwimy się sobie, że jakoś łatwiej zapadamy na zdrowiu: że dłużej się leczy przeziębienie, że dziecko lub starsza sąsiadka kaszle albo ma duszności albo, że nam nagle znienacka katar zatyka nos i zatoki. A takie - między innymi - są skutki smogu.

Bezmyślni są nasi lokalni ekolodzy protestujący gromko przeciw rozmiatym budowom i składający protesty w urzędach zamiast demonstrować pod urzędem miasta aby wprowadzono i egzekwowano surowy zakaz palenia byle czym w piecykach, aby miasto dopłaciło do wymiany pieców lub zwalniało z podatków tych, którzy zainstalują te mniej szkodliwe. Oni wolą przykuwać się do drzew, protestować w obronie doliny Rospudy i krzyczeć przeciw odstrzałowi dzików i żubrów. Generalnie być tam gdzie jest albo korzyść albo kamery telewizyjny i dziennikarze, którzy coś o nich napiszą.

Zapewniam - ja nie jestem nawiedzonym ekologiem jak nasi lokalni Zieloni, którzy ostatnio w obronie ekologii oprotestowali zburzenie dworca. Nie jestem nawet ekologiem umiarkowanie odpowiedzialnym społecznie. Po prostu martwię się o to co będzie dalej. Nie namawiam nikogo do przesiadania się na rowery, zimowe marsze do pracy po kilka kilometrów lub wspólne siedzenie pod kocem w lodowatym mieszkaniu. Przykręcając kaloryfer (biję się w piersi - ja też często przegrzewam mieszkanie) i wyrzucając z działki stare kawałki połamanych mebli (miałem zamiar je spalić w piecyku w domku, żeby je ogrzać wczesną wiosną) mam poczucie, że robię tyle ile mogę aby powalczyć ze smogiem. I tylko do tego Państwa namawiam. Żebyśmy pomyśleli o sobie i innych wyobrażając sobie, że ten ułamek procenta smogu, który jest naszym udziałem będzie truł naszych najbliższych. Może wtedy sytuacja się polepszy - choć trochę. I to będzie pierwszy krok z powrotem do Zielonych Płuc. Wiem, że tylko pierwszy i niewiele się poprawi, ale podobno pierwszy krok jest zawsze najtrudniejszy. Więc zróbmy go razem.

(Przemysław Sarosiek/ Foto: BI-Foto)

P.S. Jeśli kogoś (a szczególnie radnego Zielenieckiego) zirytuje nadmierny patos felietonu to przepraszam. Ale sprawa poważna, więc uznałem, że trochę patosu w tej sprawie nie zawadzi.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do