
Nie zamierzam używać wielkich słów, że wyrok sądu pracy w sprawie pensji prezydenta Tadeusza Truskolaskiego wstrząsnął miastem. Nie wstrząsnął: większość mieszkańców Białegostoku nie śledziła procesu, a nawet mogła nie wiedzieć o tym, że on miał miejsce. Ten wyrok - o ile się ostoi w sądzie okręgowym - będzie miał jednak wpływ na życie miasta. Bo w Białymstoku wprowadził prezydendiat sądowy czyli absolutyzm zupełnie nieoświecony.
Sędzia Tomasz Kałużny swoim wyrokiem odebrał Radzie Miasta prawo przyznane mu wprost przez ustawę, zaś prezydenta postawił poza zasięgiem oceny radnych. Efektem tego ustroju będzie wybór raz na 4 lata cara samowładcy, który każdą decyzję niezgodną z jego wolą będzie odtąd mógł unieważniać przed sądem z powodu dyskryminacji politycznej. W piątek usłyszeliśmy, że jeśli przeciwnicy polityczni źle oceniają prezydenta to jest to dyskryminacja. A kiedy to on ich olewa to dzieje się demokracja i jest to praworządność. Tak oto sędzia Kałużny wprowadził nam prezydentiat i kaligaturę truskolaską (nowy prąd filozoficzny, Tadeusz Truskolaski jest jak Kali: kiedy jemu robią źle to jest to dyskryminacja, a gdy on komuś to słuszne to i sprawiedliwe).
Dle niezorientowanych o czym piszę: w październiku ubiegłego roku Rada Miasta obniżyła prezydentowi pobory o 25 procent. Głównie dlatego, że nie dostał absolutorium, olewał Radę wielokrotnie, nie wykonywał tego czego uchwaliła i współpracę z nią głównie pozorował. Do Rady mówił ludzkim głosem wtedy, kiedy czegoś od niej chciał. Gwoli sprawiedliwości, przeważnie tego nie otrzymywał. Mówiąc krótko: oni uchwalali, on wybierał to co z czym się zgadzał, a resztę sprytnie pozorował (lub nawet nie zadawał sobie tego trudu). Tak było np. z Budżetem Obywatelskim i Radami Osiedli. W tej pierwszej miasto było zasypane gazetkami, ulotkami i reklamami, w tej drugiej informację trzeba było szukać jak nie przymierzając praworządności w magistracie.
Tadeusz Truskolaski sprawując funcję prezydenta, znajdował jeszcze czas na etat wykładowcy w Uniwersytecie w Białymstoku. Wszyscy prezydenci wojtowie i burmistrzowie których znam, twierdzą, że obowiązki zabierają im czas od rana do zmierzu i dodatkowo jeszcze pochłaniają mnóstwo czasu w niedziele i święta. A przecież miejscowości, którymi rządzą są mniejsze - czasami wiele razy - niż Białystok. Tymczasem Tadeusz Truskolaski znajdował czas dodatkowo na pracę na uczelni. Nie znajdował go natomiast na sesje Rady Miasta, czy obecność na komisjach gdzie stanowione było miejskie prawo i decydowano o wydaniu miejskich pieniędzy. I tu ciekawostka: dla wspomnianych samorządowców, z którymi o tym rozmawiałem obecność tam jest pozycją obowiązkową w ich pracy. No, ale oni to amatorzy - Truskolaski jest wszak profesorem i ma sądowo uznane "wysokie kwalifikacje". Tak określił je w imieniu Rzeczypospolitej sędzia Kałużny - znany specjalista od efektywności pracy.
Jaka to szkoda, że w Urzędzie kierowanym przez tak sądowo wysoko kompetentnego prezydenta działy się rzeczy niebywałe. Na przykład przeoczono zmianę ustawy (trzeba trafu akurat tej, która zmieniała zasady przyznawania kasy dla urzędników) i kilku wyższych funkcjonariuszy dostawało pieniądze bez podstawy prawnej. Prezydent przyznawał sute dodatki zaufanym za to, co mieli wpisane w obowiązkach służbowych, a pod jego rządami podwójnie księgowano miliony złotych, ginęły segratory z przetargami za następne miliony. Jego przyboczny w randze dyrektora przez całe lata nie miał określonych obowiązków pracy. Zachodzę w głowę jak to możliwe przy tak wysokich kompetencjach? Bo nikt prezydentowi nie ujmuje tego co zrobił dobrego dla miasta. No, ale za to dostawał przez 10 lat najwyższe możliwe pobory. Kiedy na jaw wyszły jednak niedoróbki jego pracy (a wyszły), to Rada Miasta zmniejszyła za to prezydentowi pobory. W prywatnej firmie za takie niedopatrzenia leci się z roboty z wilczym biletem. No, ale w magistracie prezydent nie dostał nawet upomnienia, o grzywnie nie wspominając. Choć urzędnicy bez podstawy prawnej i dodatkowych obowiązków wzięli przez te lata kilkaset tysięcy z publicznej kasy.
Prezydent na obniżkę zareagował skargą do wojewody, ale ten go zbył. Wybrał się zatem do sądu, gdzie sprawę rozpatrzył jego kolega z pracy na uczelni. I orzekł, że Rada Miasta dyskryminuje prezydenta, bo "u podstaw decyzji o obniżce prezydentowi wynagrodzenia leżała intryga polityczna zawiązana pod wpływem władz centralnych PiS." Jak sędzia wykrył tą intrygę pozostaje zagadką. Pewnie ktoś mu opowiedział, że Kaczyński z Jurgielem skryli się na zapleczu na Nowogrodzkiej i szeptem kazali Gromce i pozostałym radnym dyskryminować prezydenta. Bo to, że potępili na zjeździe działanie prezydenta to raczej nie intryga. Taką intrygę to wczoraj w Warszawie zrobiła cała opozycja prezydentowi Dudzie, premier Szydło i całemu rządowi ale nikt z tego powodu nie krzyczy o dyskryminacji. A jeśli intrygą było to, że radni na posiedzeniu klubu przegadali temat obniżki (przypomnę, że w tej kadencji PiS w ŻADNEJ SPRAWIE nie zarządził dyscypliny głosowania) i uznali, że trzeba prezydentowi zmniejszyć pobory, to informuję Wysoki Sąd, że takie intrygi odbywają się we wszystkich samorządach w Polsce, gdzie są kluby radnych. Poza białostockim Klubem Tadeusza Truskolaskiego, gdzie radni dowiadują się o decyzjach swojego szefa z gazet lub z sms-ów.
Sędzia uznał, że "Białystok w ostatnich latach został istotnie zmodernizowany, co widać na każdym kroku”, a "Stadion Miejski jest dumą naszego miasta". Sędzia z sądu pracy - choć nie ma w kompetencjach zajmowanie się budżetem (to ocenia obecnie Wojewódzki Sąd Administracyjny) orzekł z rozpędu, że "Rada miasta dokonała błędnej, wybiórczej analizy budżetu." No cóż, a ja uważam inaczej i twierdzę, że sąd gada głupoty (ciekawe czy popełniłem już przestępstwo dyskryminacji prezydenta czy też jest to zamach na niezawisłość sądu)? Nie czuję się dumny ze Stadionu Miejskiego, o których absurdach i bublach wiem i piszę. Jeśli sędzia urzędowo twierdzi, że jest dumny z tego obiektu, to niechaj mówi w swoim imieniu. I niech płaci za jego utrzymanie podatki większe - za tych, którzy tej dumy nie czują. Sąd zauważył, że Białystok został istotnie zmodernizowany i to widać na każdym kroku. No fakt. Miały też w nim miejsce wschody i zachody słońca, kwitły kwiaty, śpiewały ptaki, ale tego sąd już nie zauważył. Ciekaw jeste czy jest w Polsce duże miasto, które nie skorzystało ze środków Unii Europejskiej i się zdemodernizowało? Zwinęło asfalt, wyłączyło latarnie, zburzyło domy zamiast je budować i niszczyło zamiast remontować? Bardzo proszę o wskazanie tego miejsca. Bo jeśli jednak normą jest, że to cała Polska się rozwijała dzięki strumieniowi pieniędzy z UE, to proszę mi wyjaśnić gdzie tu szczególna rola prezydenta Truskolaskiego? Że zbudował drogi zamiast inwestować w miejsca pracy - to akurat żadna zasługa.
Przyznaję mu za to zasługi w walce z bezrobociem: Przemysław Tuchliński i liczni doradcy są tego dowodem! Może za to podnieśmy prezydentowi pensję powyżej tej wskazanej przez ustawę? Nic to, że prawo na to nie pozwala - skoro sądowi wolno pozbawić Radę Miasta ustawowych uprawnień, to miąchać ustawę. I niech się nikomu nie wydaje, że w tej chwili obniżam autorytet sądu lub pisząc te słowa pozbawiam go zaufania niezbędnego do sprawowania funkcji. Proszę się najpierw zapoznać z badaniami i sondażami opinii publicznej na temat zaufania do sądów. Ufa im mniej niż połowa Polaków, a 51 procent jest złego zdania o pracy wymiaru sprawiedliwości. Nic mi też nie wiadomo, że założenie togi i łańcucha z godłem daje nieomylność i immunitet od mówienia głupich rzeczy. Dlatego nie zgadzam się, aby ta nadzwyczajna kasta ludzi decydowała w sprawach ustroju miasta i kraju bo nie mam żadnego wpływu na skład tej kasty, która od wielu lat sama wybiera członków i to na prawach wyłączności. A jeśli wymiar sprawiedliwości uzna to co piszę za przestępstwo obrazy swojego majstatu, to trudno! Będę pierwszym wieźniem politycznym Rzeczypospolitej Polskiej. Już spakowałem szczoteczkę i bieliznę i czekam na wezwanie. Przypominam tylko, że istnieje konstytucyjna wolność słowa. Różnica między mną a panem sędzią jest taka, że ja nie każę się wszystkim ze sobą zgadzać. I nie nadaję swoim poglądom mocy prawa wygłaszając je w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej.
Dlaczego ten wyrok oznacza, że w Białymstoku panuje prezydentiat? Dlatego, że ustawa mówi, że ustalenie wysokości poborów dla prezydenta, burmistrza czy wójta to wyłączne prawo Rady Miasta. Zdaniem sądu to prawo działa wtedy, gdy wysokość tych poborów jest zgodna z oczekiwaniem ich odbiorcy. Oznacza to, że sędzia Tomasz Kałużny - poza prezydentiatem w naszym mieście - ustanowił też sądokrację czyli ustrój, w którym decyzja sądu zastąpiła prawo stanowione przez parlament. No to ja takie ustrojowe ustalenia pana sędziego mam dokładnie tam, gdzie pan może pana majstra pocałować! Strój (w tym przypadku toga) ewidentnie nie daje patentu na nieomylność i mądrość. I nie jest to żaden zamach na ustrój, trójpodział władzy czy niezawisłość sądów. Po prostu twierdzę, że sędziowie - tak jak wszyscy ludzie - bywają mądrzy i głupi i mówią - także podczas wygłaszania wyroków - rzeczy mądre i rozsądne lub idiotyczne i głupie. I nie zgadzam się na życie w ustroju wprowadzonym przez pana sędziego Kałużnego. Moje prawo.
Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Jak sędzia Kałużny wyobraża sobie teraz zmianę poborów dla prezydenta? Bo to nadal to Rada Miasta ma wyłączne prawo do stanowienia wysokości poborów prezydenta. Czy jeśli Radni nie przegłosują wyroku sądu i nie przywrócą poborów w oczekiwanej wysokości to pójdą siedzieć? I jak się to ma do mandatu radnego? Jaką większością mają to zrobić? Czy teraz kiedy nie przejdzie prezydencki plan miejscowy, albo jakaś inna jego uchwała, a radni ją odrzucą z przyczyn politycznych, to też będzie zaskarżana? Bo jej brak jest wszak jest wynikiem dyskryminacji politycznej. W sądzie pracy u pana Kałużnego dałoby się pewnie uzasadnić, że Rada Miasta tak działając przeszkadza prezydentowi w pracy, a interpelacje to nic innego jak mobbing.
Więc może z rozpędu rozwiązać sądowo tę Radę? Albo jakąś grzywnę na nią nałożyć? Ciekaw jestem czy wyrok pana sędziego oznacza, że prezydent Truskolaski przestanie być prezydentem dopiero wtedy gdy zrezygnuje? W końcu wybory to akt bardzo polityczny, a wybór innego kandydata niż Truskolaski jest możliwym. Zaś związek między poglądami polityczymi prezydenta, a faktem, że wygrał ktoś inny, da się bez trudu znaleźć. Czy wtedy pozbawienie go pracy - idąc tokiem rozumowania sądu - będzie dyskryminacją z powodów politycznych? Skoro zdaniem sędziego "nie wolno celów politycznych wkomponowywać w relacje pracownicze" to prezydenta z tych powodów nie wolno pozbawiać pracy, którą on chce wykonywać. Czy wybory nie skończą się nakazem przywrócenia do pracy i będzie dwóch prezydentów? Oto zagadki jakie niesie wyrok rejonowego sądu pracy. I bardzo proszę nie twierdzić, że to lament zwolennika PiS-u, bo trafił się niezależny sędzia co się "dobrej zmianie nie kłania" i reformy Ziobry nie boi. Pytania postawione powyżej - nawet jeśli sformułowane złośliwie na potrzeby felietonu - są śmiertelnie poważne. I w świetle logiki piątkowego wyroku absolutnie uzasadnione.
I na sam koniec. 28 kwietnia na nadzwyczajnej Sesji Rady Miasta radni PiS chichocząc oświadczyli, że oni znają już werdykt sądu. W kuluarach pytając o to usłyszałem, że wiedzą, że pan sędzia Kałużny przyzna rację prezydentowi. Niewiadomą dla nich było tylko uzasadnienie. Tadeusz Truskolaski na sesji i po niej też zachowywał się tak, jakby ten werdykt znał. Bo wyjaśnienie, że był gotów do negocjacji z radą wygłoszoną po zakończeniu sesji (wcześniej utrzymywał ten pogląd w tajemnicy) to obraza dla logiki. To co to ma wspólnego z prawem i sprawiedliwością w imieniu Rzeczypospolitej?
(Przemysław Sarosiek/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nie zdziwię się jeśli za parę lat mieszkańcy wybiorą jego syna na prezydenta. Pojawi się dynastia naszych podlaskich Kimów.
Sędzia kalosz!
Krzysztof Truskolaski był wychowywany pod kloszem. On nie jest samodzielny. To jest mały chłopiec. Trudno mi uwierzyć, że ludzie dadzą się namówić na wybór "małego chłopca" na tak ważne stanowisko.