Reklama

Taka gmina: Żółto-czerwone wesele ze sznurem w tle

Jagiellońska gorączka opanowała umysły i profile internetowe wielu białostoczan. Białostocki sport stanął przed historyczną szansą na wywalczenie tytułu mistrza kraju w najbardziej popularnej dysycyplinie wśród polskich fanów sportu, a zarazem najbogatszej i najbardziej prestiżowej. Moda na Jagiellonię zapanowała przed tym weekendem w całym Białymstoku. Jeden z objawów żółto-czerwonego fioła są profile Facebooka, gdzie każdy kto kiedykolwiek kibicował Jadze umieszcza entuzjastyczna wpisy życząc ekipie Michała Probierza mistrzostwa. To wielki sukces, wielka szansa i równie wielkie zagrożenie.

 Jakby nie patrzeć (niezależnie od osiągniętego wyniku sportowego) Jagiellonia już ma na koncie ogromny sukces: promocyjny, sportowy, wizerunkowy i finansowy. Po pierwsze walka o mistrzostwo kraju w wykonaniu Jagi ściągnęła na Białystok uwagę niemal wszyskich fanów futbolu (a jest ich naprawdę dużo). O Jagiellonii, Białymstoku, oprawach meczowych, graczach i trenerze piszą niemal wszystkie media krajowe: dzienniki sportowe, portale internetowe, mówi się o tym w telewizji i radiu. Padająca nazwa Białystok kojarzy się z czymś pozytywnym (bo walka mistrzostwo kraju takim czymś właśnie jest). A, że nie jesteśmy społeczeństwem amerykańskim z jego kultem zwycięzcy, w którym drugiego na mecze traktuje się jako przegranego, więc już sam udział w walce do końca o najwyższe trofea jest wielkim sukcesem. Taka walka - nawet bez happy endu - zostawi w pamięci śledzących ją osób ślad w postaci samych dobrych skojarzeń z Białymstokiem. Wreszcie można powiedzieć z czystym sumieniem, że Jagiellonia zarobiła na te pieniądze, które miasto zaiwestowało w promocję z jej udziałem. No i nareszcie są to skojarzenia głównie pozytywne (incydentalne ekscesy fanów i przecieki o targach między trenerem, piłkarzami a władzami tego obrazu nie psują). Do sukcesu promocyjnego dokłada się jeszcze sukces wizerunkowy, bo Białystok i piłkarze reprezentujący to miasto nie kojarzą się już z ubogim krewnym, który tylko przypadkiem wszedł na salony i razi strojem, zachowaniem, brakiem obycia. Jagiellonia nie jest już postrzegana jako futbolowy Nikodem Dyzma. To już przeszłość. No i jeszcze jeden ważny element: w powszechnej opinii żółto-czerwoni uchodzą za krzywdzonych w walce o mistrzostwo i towarzyszy im opinia moralnych zwycięzców wyścigu z Legią. To ważne, bo stołeczny klub - w powszechnej opinii - ma jednocześnie łatkę podmiotu faworyzowanego przez organizatora rozgrywek lub związek. Tak czy inaczej, opinia pokrzywdzonego przez potentatów, a mimo to walczącego z nielubianą w kraju Legią i Warszawą daje Jagiellonii i Białemustokowi kolejne punkty wizerunkowe. Jeśli dodać, że klub ostatnio omijają skandale z udziałem graczy, działaczy czy trenerów to widać same zyski i żadnych strat.

Walka o mistrzostwo dała już Jagiellonii sukces sportowy. Przekłada się to na powołania graczy, którzy są jagiellończykami do reprezentacji narodowych oraz na powszechne zainteresowanie zawodnikami Jagiellonii, którym okres występów w Białymstoku zaczął drogę do sukcesów. Przykłady Kamila Grosickiego czy Thiago Cionka są tu najbardziej oczywistymi. W ten sposób Białystok staje się naturalnym wyborem dla zawodników głodnych sukcesu, a celujących w najwyższe cele. W tym sezonie suma indywidualnych sukcesów zaczęła przynosić efekt zespołowy w postaci sukcesu ekipy. Bo miejsce w pierwszej czwórce (tekst powstaje zanim finał walki Jagiellonii o mistrzostwo jest ostatecznie znany) już jest niewątpliwym sukcesem. O cieniu w tym słonecznym obrazie będzie można mówić tylko wtedy, gdy klub zajmie 4. miejsce i nie zdoła zakwalifikować się do europejskich pucharów. Będzie to jednak tylko cień rozczarowania, na ogólnie bardzo słonecznym obrazie. Rozczarowanym brakiem mistrzostwa przypominam, że apetyt rośnie w miarę jedzenia: konia z rzędem temu, kto przed sezonem obstawiał taki scenariusz, jaki w tej chwili się dzieje.

Sukces finansowy Jagi też już jest faktem. "Klub w walizce" jak określił Jagiellonię jeden z jej działaczy nie ma żadnego własnego zaplecza finansowego, nieruchomości, pewnych źródeł utrzymania czy nawet ustawionej stabilnie piramidy szkolenia. Jaga nie ma siedziby ani terenu pod nią, własnych boisk, stadionu. Ciążą jej natomiast straty z lat poprzednich i ujemny kapitał zakładowy. Żeby przetrwać od lat musi wyprzedawać z zyskiem graczy sprowadzanych za bezcen, których albo wypromowała albo piłkarsko wskrzesiła (vide Grosicki). Walka o mistrzostwo przyniosło już większe od spodziewanych zyski finansowe, większy udział w torcie reklamowym. A jeśli Jaga nawet zajmie miejsce w czwórce gorsze niż pierwsze miejsce to i tak jej udział w puli zysków wzrośnie w porównaniu do tego sprzed roku. Tak samo jak już wzrosła wartość zawodników, a zarazem chęć i determinacja tych, którzy mają ambitne piłkarskie plany by zrealizować je razem z Jagiellonią. To wszystko ułatwia rozmowy i zmniejsza cenę jaką klub musi ponieść, aby takich zawodników pozyskać. To są wszystko bezdyskusyjne sukcesy.

Ale nie jest też tak, że nie ma zagrożeń. Na pozornie gładkim morzu, którym sunie żółto-czerwona fregata roi się od raf i zagrożeń. A i na samym okręcie też ich nie brakuje. Po pierwsze ten patent na finansowy byt czyli sprzedać piłkarza z dużym zyskiem ma jeden zasadniczy feler - możliwość popełnienia błędu i element losowy. Po drodze są kontuzje i inne nieszczęścia piłkarskiego życia, które nie jeden talent już przekreśliły. Suma takich błędów i pecha może podciąć źródła dochodów. Trudno więc taki patent uznać za stabilny fundament klubowych finansów. Po drugie: brak własnych (czy choćby długoterminowo użytkowanych) obiektów. Tu niestety, Jaga jest sama sobie winna: straciła nieruchomości, które były jej własnością i nie ma znaczenia, że nie jest to do konca wina jej aktualnych włodarzy. Klub, który dumnie przyznaje się do jubileuszu ponad 90-lat musi je brać z dobrodziejstwem inwentarza. Ten w tym akurat przypadku jest toksyczny.  Z brakiem gruntów idzie jeszcze dość powszechna nieufność wobec planów Jagi przy walce o nowe tereny na siedzibę i boiska  Ten brak zaufania wynika z niejasnych okoliczności, w jakich klub stracił swoją siedzibę. Niestety sposób w jaki Jagiellonia obecnie stara się o nowe tereny nie poprawia jej sytuacji: w klubie unika się rozmów nad wątpliwościami, niejasnościami i przeszłością eksponując w zamian samą dobrą wolę. A to tworzy wrażenie, jakby Jagiellonii wcale nie zależało na zmianie wizerunku. Jakby nikt w niej chciał wykazać, że wyciągane są wnioski z błędów przeszłości. Takie podejście rodzi podejrzenia.

Sytuacji klubu nie ułatwia skomplikowana układanka z magistratem: z jednej strony deklarowana życzliwość prezydenta, która kompletnie nie ma pokrycia w czynach.W tle są powiązania rodzinne władz klubu i prezydenta, które wywołują kolejne podejrzenia. Wszystko to tworzy mało transparentny klimat do inwestycji i wspólnych inicjatyw i stopuje jakiekolwiek poważne inwestycje w budowę boisk. A bez własnych obiektów trudno mówić o sensownym szkoleniu. I tak jeden problem rodzi drugi: brak wychowanków, którzy graliby pierwsze skrzypce w drużynie. Niby są oni gdzieś na ławce rezerwowych i w drugiej drużynie, niby pojawiają się w młodzieżowych reprezentacjach, ale brak postaci takiego formatu jak Sandomierski, Frankowski czy chociażby Bartek Drągowski. To rodzi kolejne pytanie: jak długo klub taki jak Jagiellonia da radę jechać na transfuzji talentów spoza Białegostoku? I co się stało z tym słynnym przez lata patentem na szlifowanie diamentów urodzonych na Podlasiu? Działa Akademia Piłkarska, ale... brak jej spontaniczności, autentyczności, pasji. Nie tylko rodziców młodych piłkarzy razi chłodny profesjonalizm, który jest połączony z trochę charakterystyczną jagiellońską arogancją wobec słabszych wychowanków i mniejszych klubów. Nastawienie tych młodych chłopaków, którym się w Jagiellonii nie powiodło (byli zbyt słabi) też nie tworzy dobrego klimatu. Jeśli do tego dodać, że całe szkolenie odbywa się na wynajętych boiskach rozrzuconych po całym mieście to nie dziwi, że efekty nie dają sumy równej włożonym pieniądzom, pracy trenerów i zaangażowaniu młodzieży. To może trochę powierzchowna, ale niestety uczciwa diagnoza.

Zagrożeniem dla Jagi może być też przeinwestowanie (po sukcesie) lub chęć szybkiego skonsumowania owoców sukcesu (czyli wyprzedaż zawodników). No i zatrucie złotem lub srebrem czyli naturalna chęć klepnięcia na laurach i oczekiwania aż olśniony piłkarski świat przyjdzie na klęczkach z pieniędzmi i propozycjami. Zagrożeniem jest też niezałatwiona sytuacja z kibicami, którzy nie będą bez końca bezkrytycznie bić brawo. Nie wiem czy władze klubu mają świadomość, że fani tylko chwilowo odłożyli pretensje o podwyżki cen biletów, zadrę o słaby dialog z szefami Jagą oraz rosnący żal, że klub odpłaca im gorszą monetą niż oni płacą jemu. Kibice to odłożyli, bo liczyła się walka o mistrzostwo i potrzebna była jedność. Ale każda walka kiedyś się kończy, a odłożone żale, pretensje i zadry wychodzą na wierzcg i trzeba im stawić czoła lub... zapłacić rachunki. Ceną zaniechań w rozmowach z kibicami może być głębszy konflikt z nimi. Takie sytuacje nie są rzadkim obrazem w polskiej lidze i położyły na łopatki dużo mocniejsze kluby niż jest nim Jagiellonia. Warto także pamiętać, że Jagiellonia to jeden z nielicznych klubów w polskiej ekstraklasie, który w tym sezonie ma z fanów w zasadzie same korzyści. To trzeba uszanować i - po okresie fety - spotkać się z nimi, wysłuchać i realizować ich oczekiwania. Lub wyjaśnić czemu nie się ich wypełnić.

W "Weselu" Wyspiańskiego Jasiek dostał złoty róg, którym mógł obudzić narodowe powstanie. Kiedy go zgubił mógł jedynie z rozpaczą łapać się za głowę słuchając pieśni Chochoła "Miałeś chamie złoty róg... ostał ci się ino sznur". Jagiellonia - niezależnie od tego jak sportowo zakończy sezon - ma złoty róg w rękach. Ma już sukcesy, które są ogromną szansą na budowę stabilności. Jeśli jej szefom od wygranej zaszumi w głowach i przeoczą szansę może skończyć jak Jaśko. Ze sznurem. Czego jej wcale nie życzę.

(Przemysław Sarosiek/ Foto: BI-Foto)

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do