Od początku roku tylko do czwartku 12 listopada kontrolerzy w autobusach BKM wystawili 17 340 mandatów za brak ważnego biletu na przejazd komunikacją miejską. Tylko w 369 przypadkach opłaty zostały obniżone do 10 zł po doniesieniu i okazaniu karty miejskiej z zakodowanym na niej biletem, której gapowicze nie mieli przy sobie podczas kontroli, czy też dokumentu uprawniającego do ulgi za przejazd lub przejazdu bezpłatnego. Reszta osób ewidentnie próbowała podróżować za darmo.
Kwota mandatu za brak biletu na przejazd wynosi w Białymstoku 300 zł. Może zostać obniżona do 200 zł, jeżeli opłaty dokonamy bezpośrednio u kontrolera lub w ciągu siedmiu dni. Biorąc pod uwagę, że bilet obecnie można kupić u kierowcy, płacenie tak wysokiej kwoty kontrolerowi wydaje się być po prostu nielogiczne. Trzeba przy tym pamiętać, że do mandatu doliczona będzie też cena biletu.
Co w sytuacji, jeśli nie stać nas na opłacenie - bądź co bądź - tak dużego rachunku?
- Mandaty są rozkładane na raty na wniosek zainteresowanego. Licząc z ubiegłym rokiem na raty rozłożono 1 715 mandatów. Umorzenia mają miejsce w sytuacjach wyjątkowych - informuje Kamila Busłowska z Biura Komunikacji Społecznej Urzędu Miejskiego w Białymstoku.
Warto pamiętać, że urząd gapowiczom nie odpuszcza. Najpierw - i to dość szybko - wysyła do delikwenta przypomnienie o obowiązku zapłaty mandatu. Najczęściej jest to list polecony z potwierdzeniem odbioru. Tu już dochodzą odsetki za zwłokę. W przypadku braku reakcji sprawa idzie do sądu, który wydaje wyrok zaoczny nakazujący zapłatę. Kosztami sądowymi obarczony zostaje pasażer. Jeśli i to nie zadziała, urząd miejski zwraca się do komornika o ściągnięcie długu. I tutaj koszty wzrastają, bo ten musi zarobić. Co istotne, nie korzysta się z firm windykacyjnych, od razu dłużnikiem zajmuje się komornik sądowy.
A oto aktualny cennik biletów Białostockiej Komunikacji Miejskiej (kliknij, aby powiększyć):
Komentarze opinie