Reklama

Mimośrodowo: Chodzi mi o to, aby język był giętki…

Ostatnio zakończył się jeden z moich produktów bankowych, który reklamowany był jako ekstremalnie bezpieczna forma inwestowania w dobie kryzysu. „100% gwarancji! Możesz tylko zyskać!” Zainwestowałem więc 20 tys. i po roku wyjąłem… 19 tys.

Przypomniałem sobie o stuprocentowej gwarancji i zapytałem, dlaczego nie ochroniła ona mojego kapitału?

-Ależ ochroniła - uspokojono mnie w banku - to była stuprocentowa ochrona 95% kapitału!

Odetchnąłem z ulgą i zamyśliłem się nad możliwościami języka i wydolnością werbalną niektórych jego użytkowników.

Inny wydolny sprzedawał mi kiedyś przez Internet zabytkowy stół. Na zdjęciu stół wyglądał ładnie, choć zdziwiło mnie, że głównie są to ujęcia blatu. Rozwiązanie zagadki przyszło wraz z przesyłką. Stół był rzeczywiście zabytkowy i najpewniej skompletowany z kilku zabytków, bo miał cztery różne nogi. Kiedy poprosiłem sprzedającego o wyjaśnienie, usłyszałem:

- Nogi są takie same! To znaczy: poszczególne pary są identycznie stylizowane, choć w ramach pary występują pewne indywidualne cechy.

Uznałem, że sprzedający jest tak wydolny, że dalsza rozmowa nie ma sensu.

Będąc młodym dziennikarzem spotkałem się z innym przejawem ogromnej wydolności językowej w pewnym stowarzyszeniu zajmującym się…. No właśnie, zapytałem o to już na początku i w odpowiedzi moja rozmówczyni najpierw przyoblekła się rumieńcem zakłopotania, po trzykroć chrząknęła i dopiero potem cichutkim głosem jęła wyjaśniać:

- Niesiemy… nadzieję i posługę czynu wśród kobiet, które nie zawsze ze swej winy, lecz częstokroć zdane na pastwę obiektywnych trudności zagubiły w sobie instynkt pięknej miłości i nie odpowiedziały na wezwanie do godnego realizowania swojej płciowości.

-Ale musimy to jakoś krócej ująć, bo wie pani ja pracuje w dzienniku, mam tylko dwa tysiące znaków na cały tekst?

-To może napisze pan, że zajmujemy się kobietami, które mamione złudnym pokusami doczesności wymazały z siebie piętno prawdziwego powołania kobiety.

I tak napisałem. Redaktor prowadzący zastąpił to jednym słowem.

Sam też często testowałem możliwości polszczyzny. Pamiętam, że kiedyś zostałem poproszony przez pewną skrajnie ateistyczną rodzinę o poprowadzenie ceremonii pogrzebowej. By nadać mej przemowie autentyczności i indywidualnego rysu, udałem się do pogrążonej w żałobie wdowy i poprosiłem o garść wspomnień.

- No… lał mnie. – zaczęła sentymentalnie wdowa i właściwie niewiele więcej sobie przypomniała.

Przez cały wieczór zastanawiałem się jak to eufemistycznie ująć i ująłem tak:

- Zmarły dużo wymagał od siebie i od najbliższej rodziny też.

Z wymownym akcentem na drugą część zdania.

I na koniec eufemizm, zasłyszany przy spowiedzi przez mego znajomego - księdza. Pewna młoda i atrakcyjna penitentka pośród litanii dość banalnych grzeszków wyznała mu dość tajemniczo:

-Dwukrotnie zapomniałam, że moje ciało jest świątynią.

Ksiądz zmarszczył czoło, podrapał się w głowę i wpadając na słuszny trop interpretacyjny dopytał:

-Zapomniałaś sama czy… z chłopakiem.

-Z chłopakiem. – uściśliła penitentka.

Jeśli wszystko miała takie giętkie jak język, to… … Dobrze. To tyle. Kończymy.

(Krzysztof Szubzda/ Foto: Facebook)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ddb24.pl




Reklama
Wróć do