
Dziś wszyscy skaczą sobie do gardeł i wydaje się, że jakikolwiek normalny dialog jest niemożliwy. Wszyscy wypominają co było kilka lat temu, kto zaczął i kto kogo nękał bardziej. Strony okopały się na swoich stanowiskach i przekonują do swoich racji, choć nie słuchają się nawzajem. Ale zupełnie nikt nie zastanawia się, jak rozwiązać problem. A problemem są… rury kanalizacyjne.
Przedstawiamy strony konfliktu: deweloper, drugi deweloper, który kupił niemal całą nieruchomość od tego pierwszego, mieszkańcy wybudowanej nieruchomości, wójt, urzędnicy oraz policja. Niezły tygiel, w którym połapać się jest trudno.
W skrócie sprawa wygląda tak, że deweloper postanowił wybudować nieruchomość, która wyglądem przypomina szeregówki. Kupiło je kilka rodzin. Ludzie się wprowadzili i wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Jednak po pewnym czasie zabudowa szeregowa wraz z gruntami została sprzedana jednemu z mieszkańców, który przejął prawie całą nieruchomość. Prawie, bo bez rur kanalizacyjnych. I od tego momentu zaczyna się cała awantura.
Instalacja wodno –sanitarna została wybudowana na prywatnym terenie dewelopera ze środków dewelopera. Do tej kanalizacji wodę dostarcza gmina. Gminie płacił właściciel instalacji, zgodnie z podpisaną umową. Mieszkańcy płacili najpierw pierwszemu deweloperowi za wodę i ścieki, później drugiemu, który przejął nieruchomość, choć bez rur. Ale ten drugi nie był stroną dla gminy, bo umowa była z tym pierwszym. Tylko, że to do tego drugiego trafiały pieniądze mieszkańców, z którymi nie wiadomo co robił. Tymczasem pierwotny właściciel nieruchomości zalegał w gminie z opłatami za wodę i ścieki, choć formalnie nie był już właścicielem nieruchomości, bo tylko rur. Więc pieniądze od mieszkańców nie trafiały do niego, aby on z kolei mógł rozliczyć się z gminą. Trafiały do tego drugiego, który z gminą się rozliczyć nie mógł, bo nie miał z nią umowy i nie miał rur.
- Jeśli chodzi o samą sieć wodno – kanalizacyjną jest to własność dewelopera i my mamy podpisaną umowę z deweloperem, która cały czas obowiązuje. Jest jeden główny licznik i na podstawie tego deweloper powinien nam opłaty wnosić za wodę i kanalizację, czego nie czynił. Wystąpiliśmy do sądu, żeby te należności ściągnąć. Sprawa została rozstrzygnięta i deweloper poprzedni, bo to nie zostało przekazane, jeśli chodzi o sieć i umowę, ma nam zapłacić zaległości – wyjaśnia Bogdan Zdanowicz, wójt gminy Dobrzyniewo Duże.
Gmina próbowała odkupić kanalizację od jej właściciela. Ten początkowo żądał sumy znacznie zawyżonej, ale po negocjacjach, zszedł do kwoty, na którą była zgoda zarówno radnych gminy, jak i wójta. Nagle negocjacje zostały zerwane i instalacji gmina nie kupiła. Mieszkańcy nieruchomości próbowali zawrzeć z gminą indywidualne umowy na odbiór wody i ścieków, ale gmina z kolei nie mogła z nimi zawrzeć takiej umowy, bo nie oni są właścicielami kanalizacji, z której korzystają. Żaden z mieszkańców nie ma oddzielnych liczników. Cała nieruchomość ma jeden licznik zbiorczy, który nie rozdziela zużycia wody na poszczególne mieszkania. I co najlepsze, cała instalacja należy przecież do dewelopera, który nie ma prawa do nieruchomości.
Drugi deweloper, który nabył nieruchomość, nabył ją bez instalacji kanalizacyjnej. Jednak każe sobie płacić za jej używanie, choć sam nie płacił gminie. Nie płacił, bo nie mógł, ponieważ dla gminy nie jest stroną, która opłaty może wnosić. Urzędnicy z Dobrzyniewa nie mają podpisanej z nim umowy na dostarczanie wody i odbiór ścieków, bo… nie jest on właścicielem kanalizacji. Mieszkańcy tymczasem także nie chcą płacić, ponieważ nikt nie wystawia im rachunków za wodę. Nie wiedzą do kogo trafią pieniądze.
- Oczywiście, używamy i chcemy zapłacić. Ale ja płaciłam tysiące deweloperowi w rękę, bo mieliśmy zaufanie, bo tak traktuję ludzi na zasadzie zaufania, a nie podejrzeń. Ile on powiedział, że tak się wyrażę – na gębę – tyle zapłaciliśmy, bez papierka – mówi Agnieszka Kulikowska mieszkająca w jednym z mieszkań w Fastach w gminie Dobrzyniewo Duże.
- Ten nowy właściciel twierdzi, że to wszystko jest jego, zakręca wodę, zasypuje nam kanalizację, gdzie grozi to zalaniem mieszkań, a gmina nadal swoje. Znaczy stoi na stanowisku, że nie chce z nami podpisać umów, takich indywidualnych na zaopatrzenie w wodę – mówi Wojciech Prończuk, mieszkaniec nieruchomości.
- Gmina nie chce z nami podpisać umów indywidualnych ze względu na to, że stary deweloper zalega z opłatami. My natomiast nie możemy zapłacić za wodę, bo nikt nie jest w stanie wystawić nam rachunku za tę wodę, jako że my nie jesteśmy stroną w tym wszystkim. Za to opłaty żąda osoba, która nie ma żadnego udziału w tym, bo nie jest właścicielem kanalizacji, tylko działki – mówi Rafał Kulikowski, także mieszkaniec.
Zarówno wójt jak i kierownik referatu gospodarki komunalnej twierdzą, że umowy chcą podpisać i podpiszą. Jednak musi być spełniony taki warunek, że musi zostać uregulowana należność za wodę, która do tej pory nie jest uregulowana. Jest i drugi warunek, umowy indywidualne z mieszkańcami gmina podpisze wówczas, kiedy odkupi całą wybudowaną instalację od właściciela. Tylko, że ten, do którego instalacja należy, wycofał się z negocjacji z gminą i w konsekwencji instalacji nie sprzedał. Zatem formalnie gmina może tylko z nim podpisywać lub rozwiązywać umowy na dostarczanie wody i odbiór ścieków, a nie z mieszkańcami, którzy nie mają prawa do tej instalacji.
- Pan Dąbrowski, który jest właścicielem instalacji sieci sanitarnej zgodził się sprzedać ją gminie pod warunkiem, że mieszkańcy spłacą to zadłużenie, które jest. Ta kwota teraz to około 13 czy 15 tysięcy złotych i nikt poza jedną czy dwiema osobami się nie pofatygował, żeby te należności uregulować – wyjaśnia Sylwester Mierzwiński, kierownik referatu gospodarki komunalnej w urzędzie gminy Dobrzyniewo Duże.
I tu koło się zamyka, bo mieszkańcy nie mają komu spłacić tego zadłużenia. Opłat żąda w tej chwili nowy nabywca nieruchomości, który nie jest właścicielem instalacji sanitarnej. Więc też nie jest więc w stanie wystawić rachunku. Natomiast mieszkańcy bez rachunku nie wiedzą ile i komu mają zapłacić. Tymczasem zadłużenie w gminie rośnie, bo woda cały czas jest dostarczana, podobnie odbierane są ścieki. I tylko płacić nie ma komu.
- My mamy umowę z deweloperem, nie mamy umowy z państwem mieszkańcami. My dostarczamy wodę i kanalizację, a to, że deweloper odcinał wodę mieszkańcom, to już jest sprawa innego rodzaju – mówi Bogdan Zdanowicz, wójt gminy Dobrzyniewo Duże.
O tym jak wygląda obecnie spór mieszkańców nieruchomości z obecnym właścicielem opiszemy jutro. A dzieją się tam dantejskie sceny. Każdego dnia, kilka razy dziennie na miejscu jest policja, która również bezradnie rozkłada ręce. Być może do tego czasu obecny właściciel nieruchomości zdecyduje się na rozmowę z nami, bo do tej pory nie chciał wyjaśnić swojego zachowania. Nie wytłumaczył także tego na jakiej podstawie żąda od mieszkańców opłat za wodę, skoro nie jest właścicielem instalacji i nie jest stroną także dla gminy.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Historia jak z bazarku na rogu Wierzbowej i Antoniukowskiej, tylko jakoś tamtej nikomu nie chciało się opisywać i drążyć, a może był zakaz opisywania? xD
Być może ktoś taki zakaz miał. Spór jest z 2012 roku i wcześniej, zaś nasza redakcja powstała w listopadzie 2013 roku. Pan/Pani popyta gdzieś indziej, kto miał zakaz. O ile ktoś w ogóle miał. Pozdrawiam
A czego oni się martwią. Przynajmniej darmową wodę mają.
Pani :) Pani Agnieszko, czyli sprawa jest Pani znana, jakoś nie znajduję na ten temat żadnych artykułów w matce DDB - Fakty Białystok. Mieliście zakaz jako redaktorzy pisać na ten temat?
Tego nie wiem, czy był zakaz. W Faktach pojawiłam się latem 2013 roku. Kto był wcześniej, tego trzeba pytać. Ja niestety nie mam z tymi osobami kontaktu - poza Andrzejem Matysem
Kierownik Referatu Gospodarki Komunalnej w Dobrzyniewie Duzym nazywa się SYLWESTER Mierzwiński, a nie Sebastian. Takie błędy nie powinny się zdarzać rzetelnym "dziennikarzom".
Fakt. Imię Sylwester zamiast Sebastian stawia całą sprawę w zupełnie innym świetle. Ten fakt kompletnie zmienił wydźwięk całej sytuacji. Pozdrawiam Panią "czytelniczkę"