Reklama

W Turośni rusza bój o referendum w sprawie odwołania wójta. Czy to początek fali w podlaskiem?

W Polsce gołym okiem jest widoczny wzrost ilości referendów lokalnych w sprawie odwoływania wójtów, burmistrzów, prezydentów i lokalnych rad miejskich i gminnych. W porównaniu do poprzednich lat jest ich dużo, dużo więcej. Przyczyną jest zmiana ustawy o referendum lokalnym z marca 2023 roku, która ułatwiła odwołanie praktycznie nieusuwalnych włodarzy miast i rad gminy, która ułatwiła cały proceder. Wygląda na to, że fala referendalna dotarła do województwa podlaskiego. Czy to początek zmian? I czy stoi za tym Prawo i Sprawiedliwość i taktyka "tysiąca bitew", o której napisał Mateusz Morawicki, były premier z tej partii? U nas to chyba bardziej skomplikowane. Wprawdzie mowa o referendum wojewódzkim oraz o próbie odwołania prezydenta Białegostoku, ale pierwszy test referendalny w naszym regionie dotyczyć będzie kojarzonego z PiS wójta Turośni Kościelnej Grzegorza Jakucia. Czy to dopiero początek i gdzie będzie kolejna próba?

Dlaczego referendów jest więcej? 

Przyczyną są zmiany w ustawie o referendach lokalnych z marca 2023 roku. Wtedy to - m. in. pod wpływem Pawła Kukiza - wprowadzono poprawkę ułatwiającą skuteczne odwoływanie wójtów, burmistrzów, prezydentów i rad gmin. Przed tą nowelizacją było to praktycznie niemożliwe: barierą był wysoki próg ważności referendum oraz spora liczba podpisów, które należało zebrać. W 2023 wprowadzone zostały istotne zmiany. Ich cel to ułatwienie obywatelom inicjowania referendów. Jedną z kluczowych propozycji jest zmniejszenie progów frekwencyjnych potrzebnych do jego ważności. W przypadku referendów merytorycznych spadł próg niezbędnych podpisów osób uprawnionych do głosowania. Zmniejszono też znacząco poziom frekwencyjny: do 3/5 liczby głosów oddanych na odwoływany organ, a nie 3/5 wszystkich uczestników wyborów. Zmiany w przepisach dotyczących referendum lokalnego w Polsce miały miejsce 9 marca 2023 roku, kiedy to Sejm uchwalił ustawę o zmianie ustawy o referendum lokalnym. Nowelizacja ta wprowadziła modyfikacje do ustawy z dnia 15 września 2000 r. o referendum lokalnym. 

Fala referendów lokalnych czyli strategia "tysiąca bitew"

Skutki zmian właśnie oglądamy. W polityce próbuje wykorzystać to Prawo i Sprawiedliwość, które dostrzegło spadek poparcia dla obecnie rządzącej koalicji PO-PSL-Polska 2050-Lewica i zdecydowało się sprawdzić na ile poparcie przekłada się na możliwości odzyskania politycznej inicjatywy. W całej Polsce, a szczególnie w miastach rządzonych przez Koalicję Obywatelską lub wspieranych przez nią polityków, pojawia się coraz więcej inicjatyw referendalnych. Analitycy przewidywali taką falę, wskazując, że w miastach z niższym progiem frekwencyjnym do ważności referendum (wynikającym z niższej frekwencji w drugiej turze wyborów samorządowych), mobilizacja przeciwników władzy może być skuteczna. Taka strategia, określana przez niektórych polityków jako "tysiąc bitew", ma na celu testowanie nowych metod działania, pokazywanie słabości obecnych władz i budowanie mobilizacji przed przyszłymi wyborami parlamentarnymi. Tyle, że inicjatywy nie zawsze przynoszą PiS-owi oczekiwane korzyści. Przykład? Zabrze: skutecznie odwołana została prezydent pochodząca z PO, ale już podczas wyborów nowego włodarza w tym mieście ponownie wygrywa inna kandydatka ale też popierana przez tą partię. Czy zatem planu PiS, aby polityka bardziej wprowadzić na lokalny grunt się sprawdzi?

Dlaczego PiS stawia na referenda?

Prawo i Sprawiedliwość otwarcie wspiera inicjatywy referendalne w takich miastach jak Piotrków Trybunalski, bo widzi w nich szansę na prowadzenie kampanii politycznej na wielu frontach. W Piotrkowie referendum dotyczy zarówno odwołania prezydenta ale motywem przewodnim jest też sprzeciwu wobec utworzenia Centrum Integracji Cudzoziemców. Temat migracji, promowany m.in. przez polityków PiS i szefa Ruchu Obrony Granic Roberta Bąkiewicza. To też narzędzie do mobilizacji elektoratu. Rzecz w tym, że nie miałoby szans powodzenia, gdyby nie wieloletnie układy u władzy lokalnej, które sprzyjają patologiom i wkurzają mieszkańców powodując, że codzienne problemy są jeszcze bardziej irytujące niż zazwyczaj. W przypadku Zabrza decydująca okazała się terapia szokowa, którą nowa pani prezydent z PO chciała zafundować mieszkańcom, aby jak najszybciej "uzdrowić" miasto. Okazało się, że mieszkańcy nie chcą uzdrawiania szybko i na skróty, a już zwłaszcza kosztem ich kieszeni. Do tego doszła tradycyjna arogancja, na którą zapadają wszyscy, którzy są u władzy lub ją przejmują, a która objawia się tym, że "wiedzą najlepiej" i uważają wzorem króla Ludwika XIV, że "państwo to ja". Jeżeli jeszcze w tym wszystkim dochodzi jeszcze element zwany "TKM" (dla osób młodszych to skrót od słów Jarosława Kaczyńskiego "Teraz Kurwa My", który pod koniec ubiegłego tysiąclecia tak określił filozofię, którą kierowały się prawicowy AWS) obejmujący wymianę kadr od sprzątaczki w urzędzie w górę to cierpliwość ludzi może skończyć się bardzo szybko. Obniżone limity referendalne zachęcają do aktywnego sprzeciwu, bo wydaje się on w zasięgu ręki. To dlatego referenda inicjowane przez PiS są rozważane w Krakowie, Zakopanem, a nawet w Rzeszowie. Rosnąca liczba referendów lokalnych to nie tylko wyraz niezadowolenia mieszkańców z konkretnych decyzji, ale także element szerszej, ogólnopolskiej strategii politycznej. Dla partii opozycyjnych referenda są sposobem na utrzymanie zaangażowania swoich zwolenników, testowanie haseł i promowanie nowych liderów. 

A co na Podlasiu? 

W województwie podlaskim chęć do zmiany włodarzy też nie jest taka rzadka. Poza pierwszą - oficjalną już inicjatywą w Turośni - jest spora liczba miejscowości, gdzie pojawił się ferment i głośno wyrażana chęć przeprowadzenia referendum. W jednych miejscach wkurzenie mieszkańców nie jest jeszcze tak wielkie, żeby nastąpił zapłon w postaci oficjalnej akcji zbierania podpisów. W innych działa polityczna zimna kalkukacja, bo choć powody są bardzo oczywiste to brak lokalnych liderów spoza polityki. A politycy z kolei zerkają na siebie podejrzliwie zastanawiając się kto zyska na odwołaniu obecnego prezydenta, burmistrza i wójta. O czym piszę? Wymienię kilka miejsc, gdzie najgłośniej mówi o referendum: to Sokółka, Białystok, Supraśl, powiat Łomża czy gmina Zambrów. No i oczywiście województwo podlaskie, gdzie już od ponad pół roku sondaże wskazują, że rządząca koalicja i wyniki poparcia mocno się rozjeżdżają. Zwłaszcza, ze w podlaskiem władze przeszła w ręce koalicji PO-PSL-Polska 2050 po zdradzie dwójki radnych PiS, którzy za fotele wicemarszałków zagłosowali z drugą stroną sceny politycznej. Tutaj nastroje i słupki poparcia (sądząc po wynikach wyborów prezydenckich) stoją w największej kontrze w stosunku do tego, kto rządzi. A, że na władze województwa często sypie się krytyka - nie tylko ze strony opozycji - ale i mediów to faktycznie kwestia referendum o odwołanie Sejmiku jest ciągle żywo dyskutowana. Czy PiS zdecyduje się na ruch w tej sprawie i czy zacznie rozmawiać z Konfederacją, bez której poparcia ten pomysł może być trudny do przeprowadzenia? To kwestia, która powinna rozstrzygnąć się jesienią. 

Najpierw Turośń, potem Sokółka? 

No, ale województwo to przyszłość. Teraźniejszość to Turośń Kościelna, która jest pierwszym miejscem, gdzie do regionu dotarła fala referendum ze strony niezadowolonych mieszkańców. Sytuacja w tej gminie, gdzie mieszkańcy mają konkretne narzędzie do wyrażenia swojego sprzeciwu, pokazuje siłę oddolnych inicjatyw. W gminie Turośń Kościelna zawrzało, a grupa mieszkańców zawiązała komitet do spraw referendum, którego celem jest odwołanie wójta Grzegorza Jakucia oraz całej rady gminy. Bezpośrednim powodem niezadowolenia jest decyzja władz o zakończeniu współpracy z Wodociągami Podlaskimi, co w konsekwencji miało doprowadzić do wzrostu rachunków za wodę o blisko 30 procent. Przedstawiciel inicjatywy referendalnej, podkreśla, że mieszkańcy mają dość braku współpracy i niejasnych decyzji. Inicjatywa, jak zaznacza, nie ma podłoża politycznego, a wynika z frustracji i poczucia, że ich głos nie jest słyszany. Komitet referendum ma teraz 60 dni na zebranie około 500 podpisów, aby głosowanie mogło się odbyć. 
W Turośni Kościelnej sytuacja ma o tyle nietypowe tło, że dotyczy wieloletnie wójta, który kojarzony jest z Prawem i Sprawiedliwością. Piszę: kojarzony, bo do Jakucia w tej partii nie wszyscy się przyznają, a niektórzy nawet dość ostentacyjnie odżegnują. Wskazują oni, że Jakuć kojarzony jest jako bliski współpracownik Tadeusza Truskolaskiego, prezydenta Białegostoku, któremu z kolei bliżej do frakcji "Silni Razem" w jądrze ortodoksyjnej Platformy Obywatelskiej niż do jakiejkolwiek innej siły. No i trudno nie zwrócić uwagi, że prezydent jest ojcem szefa lokalnych struktur PO - posła Krzysztofa Truskolaskiego. Mieszkańcy i oponenci z PiS wypominają Jakuciowi próbę budowy pola golfowego we współpracy z Truskolaskim starszym, który jest pasjonatem tej gry (podobnie jak Cezary Cieślukowski z PSL, przewodniczący Sejmiku). Władze Turośni podjęły taką próbę, co wywołało duży sprzeciw mieszkańców. A, że  w okolicach stolicy województwa pól golfowych brak to w tle są podejrzenia, że pomysł wcale nie został zarzucony jak to ogłaszał wójt.. 

Wójt tłumaczy, mieszkańcy protestują

Wójt Grzegorz Jakuć tłumaczy, że uchwała była niezbędna, aby gmina mogła przejąć pełną kontrolę nad swoją infrastrukturą wodociągową. Podkreśla, że do tej pory Wodociągi Podlaskie korzystały z niej bezkosztowo, a mimo to w ubiegłym roku wygenerowały stratę. Decyzja miała na celu poprawę bezpieczeństwa mieszkańców i pozyskanie funduszy na modernizację sieci. Jakuć potwierdza podwyżkę cen wody, ale zaznacza, że nowa taryfa została zatwierdzona przez Wody Polskie i jest jedynie urealnieniem kosztów. Spór wydaje się dotyczyć nie tylko samych cen, ale przede wszystkim komunikacji i zaufania na linii władze-mieszkańcy. Pytanie o kontekst polityczny w tej sprawie też jest w tle, bo Turośń Kościelna uchodzi za teren, gdzie poglądy prawicowe i konserwatywne mają zdecydowaną przewagę. Zachowanie PiS-u i ewentualne kalkucje kim chciałyby zastąpić Jakucia, od którego część partii się odżegnuje też ma swoje znaczenie. 

A w Sokółce bezkrólewie

Z kolei sytuacja w Sokółce w zasadzie władzy nie ma. Burmistrz Ewa K. od ponad roku nie wykonuje swoich obowiązków. Najpierw za zarzuty korupcyjne trafiła do aresztu, a kiedy go po kilku miesiącach opuściła to sąd zakazał jej pracy na swoim stanowisku. Ewa K. kandydowała na swoje stanowisko z poparciem podlaskiego Polskiego Stronnictwa Ludowego, a obecnie władze w jej imieniu sprawuje wiceburmistrz, który nie został wybrany przez radnych ale mianowany przez Ewę K. Pytanie o legitymację takiej władzy nasuwa się w sposób dość oczywisty. W Sokółce referendum może dotknąć także i rady miasta, która udzieliła votum zaufania nie pracującej burmistrz i udzieliła absolutorium za rok 2024. I to pomimo, że od ponad roku burmistrz jest zawieszona w obowiązkach. Decyzja radnych budzi kontrowersje, na co zwrócił uwagę radny Tomasz Tolko, pytając: 

Komu mamy dzisiaj udzielić wotum? Pustemu krzesłu?

Wskazywał on, że to urzędnicy, a nie zawieszona burmistrz, faktycznie zarządzali gminą w tym okresie.

Obie historie są przykładem tego, jak lokalne wydarzenia mogą stać się częścią ogólnokrajowej układanki politycznej. Czy w podlaskiem będzie ciąg dalszy? A co Wy o tym sądzicie? 

Przemysław Sarosiek 

Aktualizacja: 25/08/2025 07:01
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do