
Piękna słoneczna sobota i zaproszenie na Dzień Dziecka ściągnęło tłumy na Stadion Miejski w Białymstoku. Najmłodsi i rodzice ściągnęli w ogromnej liczbie na ulicę Słoneczną, gdzie od 10 do 17 czekało na nich mnóstwo atrakcji. Słowa pochwały należą się władzom i pracownikom Stadionu Miejskiego, którzy panowali nad tłumem szalejących dzieci.
Najdłuższa kolejka ciągnęła się do treningów prowadzonych przez Tomasza Frankowskiego i piłkarzy Jagiellonii, wśród których byli zawodnicy pauzujący za kartki - w tym m. in. Taras Romanczuk. Na zajęcia trzeba było zapisać wcześniej (stosowna aplikacja znajdowała się na stronie Stadionu Miejskiego), a widzów było tam znacznie więcej niż uczestników. W sumie w każdym z treningów było po 50 maluchów.
Najmłodsi, którzy nie korzystali z treningów też nie mogli narzekać na nudę. Do dyspozycji było dmuchane miasteczko z siedmiometrową zjeżdżalnią, zamkiem, boiskiem i tor przeszkód na placu zabaw Miś. Poza tym były też kąciki malowania twarzy, stoły z piłkarzykami, stoiska z grami planszowymi dla dzieci i rodziców oraz miejsca do kolorowanek. W godzinach popołudniowych były też pokazy zapasów oraz turniej tenisa stołowego oraz animacje cyrkowe. Były też popisy taneczne, a dodatkowo Fundacja Naszpikowani przygotowała tor przeszkód, maty do skoków z Parku Trampolin, wielkie dmuchane kule. Można też było wsiąść do radiowozu (na chętnych czekali policjanci).
Wielkim zainteresowaniem cieszyły się też udostępnione dla najmłodszych szatni zawodnicze (w tym Jagiellonii) oraz możliwość dokładnego obejrzenia stadionu. Można było również usiąść na ławce rezerwowych na miejscu zajmowanym przez Michała Probierza. Dla maluchów organizatorzy przygotowali także specjalny kącik zabaw.
Kto wybrał się w sobotnie popołudnie na Stadion Miejski nie powinien żałować, choć minusem były spore kolejki chętnych do skorzystania z większości atrakcji i brak stoisk z napojami. Humory poprawiały maskotki: kangur Jumpi, jagiellońska Pszczółka oraz Minionek.
Nieoczekiwaną - choć wątpliwą atrakcją była też wizyta prezydenta Tadeusza Truskolaskiego z nieodłącznym asystentem Przemysławem Tuchlińskiem awansowanym na zastępcę prezydenta. Panowie krążyli po Stadionie ze świtą w postaci dyżurnego fotografa robiącego zdjęcia Truskolaskiemu. Prezydent pozował na dobrego gospodarza, który dogląda zabawy, rozdawał pocztówki z Białymstokiem i po niespełna godzinie odjechał służbową limuzyną razem z obstawą pozostawiając prezesa Adama Popławskiego, który kierował imprezą aż do samego końca.
(PS)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Porażka - spęd który dzieciom raczej przyniósł traumę niż radość. Dobrze, że na bocznym boisku dziaci mogły bez stania w kolejce pobiegać !!!!