
Jeszcze do niedawna wyjazd za wschodnią granicę kojarzył się nam z wyprawą handlową lub turystyczną. Dzisiaj sporo Polaków wyjeżdża na Białoruś na leczenie - w tym gronie są i białostoczanie. Jak się okazuje białoruska służba zdrowia - zwłaszcza ta prywatna - stoi na dobrym poziomie, a tomografia, zabiegi i rehabilitacja są o połowę tańsze niż w Polsce. Nic dziwnego, że zaczęła rozwijać się turystyka medyczna.
Komu Białoruś kojarzy się z zabiegami medycznymi o słabym standarcie, kiepskim sprzęcie i w polowych warunkach ten jest w błędzie. Polscy pacjenci, którzy korzystali z usług specjalistycznej opieki medycznej za wschodnią granicą przekonali się, że niekiedy jej poziom jest lepszy niż w krajowych placówkach. Co więcej prywatne zabiegi i badania kosztują nawet o połowę taniej niż w kraju i nie trzeba na nie czekać w długich kolejkach.
- Sporo ułatwił ruch bezwizowy do obwodu grodzieńskiego. Natychmiast zareagowały niektóre biura i prywatne firmy medyczne. Wystarczy wpisać w sieci hasło "turystyka medyczna, Białoruś", a wyskoczą poradniki ambasady oraz adresy stron firm medycznych. Białostoczanie nie korzystają jeszcze tak często jak mieszkańcy innych częsci Polski, ale niebawem świadomość, że około 100 kilometrów do Białegostoku można od ręki i bez kolejki skontaktować się z dowolnym specjalistą - opowiada pan Grzegorz, który pośredniczy w organizowaniu turystyki medycznej.
Na brak klientów nie narzeka. Tylko w samym Grodnie można wykonać praktycznie każde badania i zabiegi: od kardiologii po chirurgię plastyczną. Szczegółowe informacje z zakresem zabiegów i terminów zawierają strony białoruskiej ambasady i np. www.grodnovisafree.by.
- Od lat mam problem z biodrem, a kolejka na zabieg jest długa. Mam duże oszczędności, a do grobu ich nie zabiorę więc naprawdę poważnie zastanawiam się nad tą wycieczką. Kilka miesięcy temu znajoma była w Grodnie poprawić zgryz i wstawić zęby. Zapłaciła niewiele w porównaniu z polskimi cenami, a warunki były niezłe. Z kolei sąsiad był w szpitalu z drobnym zabiegiem dermatologicznym. Czekał na rezonans brzucha w polskim szpitalu i nie mógł się doczekać, więc w Grodnie poprosił o niego. I od ręki go zrobił. Zapłacił niewiele. W Białymstoku prywatnie byłoby prawie trzy razy drożej. W ogóle jak porównałem broszurę białoruskich medyków to wszystkie operacje są dwa lub trzy razy tańsze - mówiła pani Nadzieja, emerytka.
Białoruskie służby graniczne sprzyjają turystom medycznym. Pacjenci udający się w celach medycznych lub wracający po zabiegach otrzymują specjalne zaświadczenia, dzięki którym przekraczają granice bez żadnych kolejek. Na dodatek podkreślane jest wyjątkowo przyjazne nastawienie lekarzy i personelu, który dba o pacjentów dopytując się o potrzeby. Bez większych dopłat do dyspozycji pacjentów zagranicznych są pojedyncze pokoje z telewizorem, lodówką, czajnikiem, internetem.
- W polskiej poradni, kiedy rozmawiałem o wizycie na Białorusi straszyli mnie powikłaniami i tym, że tam nie dbają o sterylność. Mówili, że tam mnie zoperują, ale po tej operacji wrócę do nich leczyć się i ratować życie. Jestem już 6 miesięcy po zabiegu: było sterylnie, gabinety i pokoje czyste. Nic mi nie jest - mówił pan Jerzy z Wasilkowa, który w Grodnie miał operację usunięcia łękotki.
Białostoccy lekarze, z którymi rozmawiałem podkreślają, że polscy pacjenci niechętnie chcą płacić za zabiegi, a powodem długich kolejek jest limitowanie usług przez NFZ. Wskazują, że podlaskie placówki medyczne są dużo lepiej wyposażone niż białoruskie, a w razie powikłań pooperacyjnych lub drastycznego pogorszenia stanu zdrowia najlepiej zajmą się pacjentem. W prywatnych placówkach białoruskich taki kłopotliwy pacjent trafia ponoć do państwowych szpitali, które - zdaniem naszych rozmówców - stoją na dużo niższym poziomie niż polskie. Dodatkowo trzeba też potem ponieść koszty transportu transgranicznego, jeżeli chce się kontynuować leczenie w Polsce. Wskazują też, że uzyskanie dokumentacji medycznej z Białorusi często napotyka na problemy i że panują tam inne wymogi, które utrudniają ewentualną pomoc osobom szukającym pomocy po turystyce medycznej.
- Turystyka medyczna nie jest zagrożeniem dla polskiej opieki zdrowotnej, bo zdecydowana większość Polaków nie planuje z niej korzystać. Wszyscy oglądają się na NFZ i wolą poczekać niż płacić za operacje. Poza tym polska służba zdrowia stoi na wyższym poziomie niż białoruska i to się szybko nie zmieni - mówią lekarze.
To częściowo prawda, bo białoruski rząd od 2006 roku zainwestował spore środki właśnie w tą gałąź turystyki rozwijając odpłatne usługi medyczne dla pacjentów z zagranicy. Nie jest też całkiem prawdą, że w Polsce opieka medyczna jest całkowicie za darmo. Spora część usług medycznych już i tak od dawna jest płatna: np. większość wizyt dentystycznych, spora część badań (w tym te z medycyny pracy). Nie jest też przypadkiem, że prywatne placówki medyczne w Białymstoku nie narzekają na brak pacjentów i nawet tam trzeba czasami trochę poczekać na wizytę u specjalisty. Nie da się ukryć, że prywatna medycyna - nie tylko w Białymstoku - rozwija się dość dynamicznie.
W tej sytuacji nikogo nie dziwi popularność tańszej - i stojącej na podobnym standarcie - turystyki medycznej na Białoruś. Zwłaszcza, że nasi wschodni sąsiedzi poszerzyli ostatnio zakres swojej oferty także o rehabilitację. Korzystają z tego niektóre biura podróży także z Białegostoku, które organizują wyjazdy do białoruskich sanatoriów. Ceny są podobno konkurencyjne: od 130 do 200 zł za dzień (połączone jest to z 4-6 zabiegami i badaniami oraz pełnym wyżywieniem). Zabiegi obejmują prawie wszystkie schorzenia: choroby stawów, problemy kardiologiczne i układu oddechowego, ortopedyczne i pooperacyjne. W palecie zabiegów są masaże, borowiny, okłady.
Białoruskie źródła informują, że corocznie liczba pacjentów jest coraz większa. W 2010 roku było to ponad 100 tys. osób, a w 2014 było to prawie 180 tysięcy osób. Wśród pacjentów, którzy otrzymywali opiekę medyczną na Białorusi, są mieszkańcy z ponad 70 krajów świata w tym z Ukrainy, Kazachstanu, Rosji, Azerbejdżanu, Gruzji, Mołdawii, Syrii, Izraelu, Niemiec, Włoch, Jemenu i innych.
Czy warto jechać do Grodna leczyć zamiast zwiedzać? Odpowiedź na to pytanie nie jest już tak oczywista jak kilka lat temu. Na ile to zmieni trendy w leczeniu białostoczan okaże się niebawem. Na razie - jak szacuje właściciel jednego z białostockich biur podróży zajmujących się organizację wyjazdów sanatoryjnych dla Polaków - białostoczanie to niecałe 15 procent całego ruchu, który korzysta z oferty jego biura.
(Przemysław Sarosiek/ Foto: SG)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie