
Wtorek, 20 czerwca, popołudnie. Białostoczanie wracają z pracy do domów. Nad miastem zbierają się ciemne chmury, słychać grzmoty. Błyska. Idzie burza. Niby nic nadzwyczajnego. Tymczasem zaczyna lać, pada intensywnie. Po kilkunastu minutach spokój. Jeździmy autem po białostockich ulicach, tragedii nie ma. Około godziny 15 powtórka z rozrywki. Efekt: zalane, nieprzejezdne ulice, samochody stojące w korkach, woda podchodząca pod progi drzwi w autach. Widoczność na drogach drastycznie spada. Studzienki ściekowe nie nadążają z odprowadzaniem wody. Co chwilę słychać i widać straż pożarną, radiowozy policyjne, karetki próbujące przebić się między stojącymi pojazdami. Taki mamy klimat?
Po raz kolejny w przeciągu ostatnich tygodni stosunkowo krótko trwająca nawałnica zamieniła Białystok w Płynącystok. Zdecydowanie w niektórych miejscach lepszym środkiem lokomocji niż samochody byłyby pontony. Ale i one na nic by się zdały w Stojącymstoku. Kilkadziesiąt minut intensywnych opadów deszczu i część ulic staje się nieprzejezdna.
Polscy kierowcy umieją jednak sobie z tym radzić. Przynajmniej po części. Na zdjęciach uchwyliśmy m.in. fragment ulicy Świętokrzyskiej po godzinie 15. Gdy jedni próbowali przebić się przez utworzony tam staw, inni wybrali trasę biegnącą nieco wyżej w postaci ścieżki rowerowej. Objazd wytyczył radiowóz policyjny, za którym śmiało ruszyły pozostałe auta.
I znowu opady ustały. Ruszamy i jedziemy dalej - ulicami Antoniuk Fabryczny, potem Produkcyjną, w stronę obwodnicy, następnie Gen. Maczka w kierunku osiedla Piasta. Kolejny raz zaczyna padać. Pierwsze krople uderzają o szyby dość nieśmiało, by za chwilę zamienić się w regularną pompę.
Samochody zwalniają, średnia prędkość w granicach 60 km/h nikogo nie dziwi. Na wysokości Wasilkowskiej kulminacja - grad wielkości przepiórczych jaj! I prawy, i lewy pas stoją. Między autami próbują przeciskać się na sygnałach straż pożarna i policja. Wycieraczki nie nadążają z odprowadzaniem wody z przedniej szyby, widoczność spada jeszcze bardziej, a nawiewy pracujące na pełnej mocy nie dają rady. By widzieć przestrzeń przed maską trzeba wspomagać się gąbką z irchy.
Z naturą jeszcze nikt nie wygrał i nie ma na nią mocnych. Chyba, że doczekamy się jakichś kosmicznych technologii rodem z filmów gatunku science-fiction. Nie mamy tu na myśli zalanych ulic, z których nadmiar wody nie jest odprowadzany, a możliwości poruszania się pojazdami w takich warunkach atmosferycznych. Póki co kierowcom w tego typu przypadkach pomocne będą umiejętności jazdy podczas intensywnych opadów (tutaj i wiedza, i praktyka mają znaczenie), doświadczenie, ostrożność i... życzliwość. Warto wpuścić auto wjeżdżające z zalanego pasa przed nasz samochód.
Wracamy do wtorkowej jazdy po mieście. Odcinek do skrzyżowania z ulicą Piastowską, którego pokonanie od tunelu pod Wasilkowską zajmuje zwykle około trzech minut, zakorkowany jak mało kiedy. Jazda co najwyżej na pierwszym biegu i co kilka metrów stop. Trwa to ładnych - co najmniej - 25 minut. Piastowska stoi, ale deszcz przestaje padać. Ruch w stronę Miłosza staje się coraz bardziej - bez sarkazmu - płynny.
Tylko jeszcze przy skrzyżowaniu z Chrobrego rozlewisko. Trzeba zwolnić, tu i ówdzie zza otwartych szyb słychać klnących kierowców, klaksony, kolejny wóz straży pożarnej, za nim radiowóz.
Mija godzina. Po 17 z okien bloku na osiedlu Piasta nie widać, by kilkadziesiąt minut wcześniej nad miastem przeszła jakakolwiek ulewa. Ale docierają do nas sygnały, że nie wszędzie, szczególnie na niżej położonych terenach, woda tak szybko spłynęła. Pewnie jutro przyjdzie kolejna informacja prasowa z magistratu, że prezydent Truskolaski zwołuje spotkanie miejskiego zespołu do spraw zarządzania kryzysowego. Będzie to dobrze wyglądało wizerunkowo, w końcu pokaże, że urzędnicy poważnie podchodzą do spraw zalanych ulic, piwnic itd. Tyle że w informacjach przekazywanych po takich spotkaniach mediom zwykle pojawiają się stwierdzenia, że nic wielkiego się nie stało, kanalizacja działa dobrze, straty są niewielkie. Skoro niewiele z nich wynika, to po co szumnie ogłaszać takie zebrania? Nie wiadomo.
Wiadomo za to, że przed opadami deszczu urzędnicy drżą. Dziś (wtorek, 20 czerwca) o godzinie 15.17 na naszą redakcyjną skrzynkę mailową trafił komunikat od rzeczniczki prasowej prezydenta Białegostoku. Czytamy w niej, że o godz. 12, w związku z prognozą niebezpiecznych zjawisk przez IMGW Centralne Biuro Prognoz Meteorologicznych Zespół w Białymstoku, Miejskie Centrum Zarządzania Kryzysowego zwróciło się do wszystkich właściwych jednostek o podjęcie stosownych działań w zakresie minimalizacji skutków spowodowanych przez niekorzystne zjawiska atmosferyczne zgodnie z posiadanym zasobem sił i środków oraz według kompetencji i właściwości.
- Miejskie Centrum Zarządzania Kryzysowego jest w stałym kontakcie ze służbami i na bieżąco monitoruje sytuację. W związku z tym, że ulewne deszcze mogą się jeszcze utrzymywać, przypadki wymagające interwencji i pomocy należy zgłaszać do Straży Miejskiej - tel. 986. Także w Departamencie Gospodarki Komunalnej został zorganizowany specjalny dyżur - do godz. 18 można dzwonić pod nr 85 869 61 72 - poinformowała Urszula Mirończuk. - Dotychczas na infolinię Urzędu Miejskiego, Straży Miejskiej oraz MCZK otrzymaliśmy kilkadziesiąt zgłoszeń dotyczących, m.in. zalanych posesji, piwnic i ulic. W odpowiedzi na zgłoszenia interwencje podjęła Straż Miejska. Do działania została także zaangażowana firma współpracująca z miastem, posiadająca sprzęt do odpompowywania wody.
Służby zatem pracują, a magistrat o tym informuje. Dobrze, niech mieszkańcy wiedzą, że mają na kogo liczyć i oby niezbędną pomoc otrzymywali. Czekamy na informacje od Czytelników, jak miejskie służby radziły sobie z interwencjami.
(Piotr Walczak)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie