
Nikt z mieszkańców nie spodziewał się, że modernizacja, która objęła klatki schodowe w zabytkowym budynku przy ulicy Krakowskiej 1 w Białymstoku, stanie się dla nich najprawdziwszym koszmarem. Bo inaczej tego ująć nie można - ustawione na schodach rusztowania skutecznie uniemożliwiały wychodzenie na zewnątrz, szczególnie osobom starszym i rodzinom z małymi dziećmi. Każde otwarcie drzwi wiąże się z wpadaniem do mieszkań masy białego pyłu. Do tego jest brudno i śmierdzi, a gazu w kuchenkach jak nie było, tak nie ma, mimo że obiecano podłączyć go z powrotem na początku listopada.
Byliśmy w kamienicy przy Krakowskiej 1, by na własnej skórze przekonać się, skąd wzięła się taka wściekłość i rozżalenie mieszkańców. W końcu wydawać się może, że remont ma służyć im wszystkim, by żyło się w lepszych warunkach. Tyle, że warto byłoby przeprowadzić go w sposób jak najmniej uciążliwy dla lokatorów. W tym przypadku wygląda to tak, jakby ci byli na ostatnim miejscu.
Od strony ulicy Św. Rocha budynek wygląda okazale. Ot, jedna z bardziej reprezentacyjnych kamienic tej części miasta. Wchodzimy od podwórza. Tutaj już tak ładnie nie jest. Elewacja to gołe cegły, odpadające tynki, szaro i ponuro. Od razu widać, że prowadzony jest jakiś duży remont, bo śmieci tu co niemiara. Owszem, stoi kontener, ale ktoś chyba zapomniał o jego regularnym opróżnianiu. Deski, opakowania po materiałach budowlanych, kable, reklamówki walają się obok, co zresztą widać na jednym ze zdjęć.
W klatce schodowej praca wre. We wtorek, 10 listopada, robotnicy usuwali już rusztowania, które tak bardzo utrudniały ludziom od tygodni codzienne funkcjonowanie. Wchodzimy głębiej, na schodach wciąż sporo metalowych konstrukcji. Listonosz z trudem przedziera się do skrzynek na listy. Faktycznie, dotarcie na ostatnie piętro nie jest proste, trzeba się nagimnastykować, nie mówiąc już o tym, że ubranie przypomina potem strój roboczy.
W jednym z mieszkań rozmawiamy z kilkoma lokatorami kamienicy. Chcą pozostać anonimowi, boją się, że za żalenie się dziennikarzom będą mieli kłopoty, a administracja zacznie im utrudniać życie.
Rozumieją, że Zarząd Mienia Komunalnego zlecił remont, bo i elewacja budynku od dziedzińca, i wygląd klatki schodowej odstraszały. We wrześniu pojawili się elektrycy, hydraulicy, gazownicy, potem - w pierwszej połowie października - budowlańcy. Wtedy dopiero się zaczęło. Oczywiście na drzwiach wejściowych zawisła kartką z informacją, że prace potrwać mają do 8 grudnia, ale nikt nie spodziewał się, że będą wyglądały w taki sposób.
- Od parteru do poddasza na schodach stanęły rusztowania. Z sufitów zaczął spadać tynk, nie dało się przejść - opowiada jedna z kobiet. - Osoby starsze w ogóle od tego czasu nie wychodziły z mieszkań, bo zejście po schodach było w ogóle nie możliwe. Ci, którzy mają małe dzieci, też ograniczyli spacery z nimi. Zniesienie wózka i maluchów to nie lada wyzwanie. Dobrze, że nie doszło do żadnego wypadku, bo przechodzenie między rusztowaniami nie było bezpieczne. Nie chcę nawet myśleć co by było, gdyby do kogoś musiało dotrzeć pogotowie ratunkowe.
To jednak nie jedyne, co zbulwersowało mieszkanców. Skarżą się, że ani administracja, ani wykonawca nie zadbali o to, by zmniejszyć ilość pyłu, który codziennie zasypywał im mieszkania przy każdym uchyleniu drzwi. A i to nie wszystko, bo jest jeszcze kwestia konserwacji tych drzwi.
- Przeraża mnie to. Powiedziano nam, że drzwi muszą zostać pomalowane farbą przeciwogniową, której zapach będzie się długo utrzymywał. Na razie zastosowano podkład. Smród był tak wielki, że część rodzin na dobę lub dwie wyprowadziła się do rodzin. My nie mieliśmy gdzie iść, dzieci całą noc wymiotowały - nie kryje żalu inna z mieszkanek.
Robotnicy rozkładają ręce i nie ma co im się dziwić: w końcu robią to, co kazał szef firmy zajmującej się modernizacją budynku. Nie mają większego wpływu na formę prowadzenia prac remontowych, których poziom i tak musi być nadzorowany przez konserwatora zabytków.
Problemem jest też gaz, odłączony kilka tygodni temu. Według lokatorów miał zostać podłączony z początkiem listopada. Na dzień 8.11 nadal go nie przywrócono.
- Do gotowania używamy prądu, ale ile jeszcze? - pytają. - Przecież mało kogo będzie stać na opłacenie rachunków za energię elektryczną, jeśli potrwa to dłużej. Tym bardziej, że i tak sporo trzeba płacić za czynsz.
Nasi rozmówcy podają przykłady: za blisko 50-metrowe mieszkanie czynsz wynosi grubo ponad 800 zł, przekraczające 80 metrów kwadratowych to już przeszło 1400 zł miesięcznie.
Nie brakuje głosów oburzenia na bałagan przed wejściem do budynku.
- Interweniowała już straż miejska. Obiecano nam, że śmieci będą wywożone regularnie. Nie są - mówi mężczyzna w średnim wieku.
Póki co wśród mieszkańców Krakowskiej 1 są obawy, że prace nie zostaną ukończone na czas, a tym samym w tych - jak to nazywają - okropnych warunkach będą musieli przebywać może i do nowego roku. Część z nich wolałaby być przeniesiona do mieszkań zastępczych, ale twierdzą, że nikt im tego nie zaproponował.
(Piotr Walczak)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nie no świetnie niech jeszcze prąd wyłączą.