Tym samym urzędnicy przyznali się do błędu. A chodzi o ulicę Zwierzyniecką. Niedługo po naszym artykule, w którym wskazywaliśmy, że oznakowanie jest nieprawidłowe, zniknęły znaki zakazu skrętu w lewo. Tym samym absurd w postaci wykluczających się nawzajem oznakowania pionowego i poziomego został wyeliminowany (świadczy o tym powyższe zdjęcie). Brawo za normalną decyzję. Szkoda tylko, że "fachowcy" od ruchu drogowego nie myśleli przed postawieniem znaków.
Wypada przypomnieć. Poniższe zdjęcie zostało zrobione w pierwszej połowie marca.
Pionowe znaki zakazu skrętu w lewo stały tuż przed widoczną przełączką. Tyle że nie mogło chodzić o nią. Z dwóch powodów. Po pierwsze taka jest jej geometria, że jadąc od strony skrzyżowania z Wiejską nie ma zbyt wielkiej możliwości, aby tutaj zawrócić. Ustawienie znaków w tym miejscu dawało wręcz do zrozumienia, że kierowcy powinni być traktowani jak bałwany. Zresztą ów tak zwana przełączka służy do zawracania tym, którzy jadą w stronę skrzyżowania Wiejska - Kopernika - Mazowiecka, znajduje się tam odpowiednie oznakowanie na jezdni.
Po drugie, znaki zakazu skrętu w lewo dotyczyły najbliższego skrzyżowania z ulicą Świerkową. A tam znajduje się wydzielony pas do... zawracania, oznaczony odpowiednim i znakami namalowanymi na asfalcie. Problem w tym, że nie da się zawrócić bez wykonania skrętu. Żeby było śmieszniej, znaki pionowe stoją wyżej w hierarchii niż poziome. W tym miejscu często zdarza się, iż stoi radiowóz policyjny (zresztą widoczny po prawej). Do tej pory każdy chcący zawrócić powinien dostać mandat!
Oto wspomniane skrzyżowanie:
- Co tu dużo mówić... Demontaż znaków świadczy o niekompetencji urzędników Zarządu Dróg Miejskich UM w Białymstoku. Po cichu przyznali się do błędu, który dla nas był jasny od samego początku - cieszą się Jerzy Rożko, Przemysław Kownacki i Dariusz Adamik, przedstawiciele nieformalnego Stowarzyszenia Białostockie Drogi. - Podobnie ma się sprawa strefy płatnego parkowania - nikt do winy się nie przyznaje, jednak miejsca postojowe ciągle są wyznaczane, tym samym dostosowywane do przepisów, na które powołujemy się od miesięcy, a które obowiązują od dwóch lat.
Wracając do Zwierzynieckiej i istniejącego do niedawna zakazu skrętu w lewo kierowcy pytają: skąd w ogóle wziął się tam ten znak? Przecież znaki drogowe ustawia się w oparciu o projekt stałej organizacji ruchu, który opiniowany jest przez policję i zatwierdzany przez organ zarządzający ruchem (w przypadku miasta Białystok - przez prezydenta Białegostoku).
- Ktoś ubzdurał sobie znak, ktoś innych bezmyślnie to "przyklepał", a jeszcze ktoś inny wziął za to pieniądze, nasze pieniądze. Kto teraz za to odpowie? Choć ważniejszym pytaniem zdaje się być: po co są te dziesiątki urzędników w Zarządzie Dróg Miejskich, skoro błędy w oznakowaniu muszą im wytykać zwykli kierowcy? To oni, nie my, są specjalistami, a przynajmniej powinni być, w tej materii. Jesteśmy na tropie kolejnych absurdów, których w najbliższym czasie nie omieszkamy wytknąć magistratowi - zapowiadają białostoczanie.
Artykuł, w którym wytknęliśmy błędne oznakowanie, można przeczytać tutaj: Urzędnicy mają kierowców za bałwanów? [WIDEO, ZDJĘCIA]
Komentarze opinie