Białostockie lotnisko na Krywlanach to od lat temat, który w mieszkańcach regionu budzi na przemian nadzieję i frustrację. Choć rok 2025 przyniósł kilka formalnych przełomów, obraz przyszłości podlaskiego okna na świat pozostaje zamglony. Z jednej strony słyszymy o przetargach na wielkie inwestycje, z drugiej – o chłodnych kalkulacjach miejskich urbanistów, z których wynika, że cały projekt może przynieść miastu wielomilionowe straty. Krywlany dalej będą miejscem (nie)lotów. Miasto w budżecie na rok 2026 przeznaczyło na rozbudowę terminalu tylko milion złotych.
- Milion złotych na budowę terminala to żart. To nie są nawet koszty dokumentacji ani wstępnych prac. Nie rozumiem tej kwoty. Prezydent Tadeusz Truskolaski od lat udaje, że chce coś zrobić w sprawie lotniska. Przeznaczenie na prace nad budową lotniska to równowartość dwóch szaletów miejskich w standardzie, które panowie prezydenci budują - powiedział Karol Halicki, szef Podlaskiej izby Lotniczej.
Nawiązał w ten sposób to kompromitacji miasta sprzed dwóch lat, kiedy to ekipa Truskolaskiego zbudowała niewielki szalet miejski za kwotę ponad pół miliona złotych i jeszcze się tym chwaliła. Szczytem żenady była potem sytuacja, gdy trzeba było ten przybytek rozbierać i budować ponownie. Przeznaczenie wartości dwóch toalet na terminal przy lotnisku na Krywlanach nie zapowiada, że sprawa budowy ruszy wreszcie z miejsca. A to kolejna niespełniona obietnica prezydenta Tadeusza Truskolaskiego, który niedawno obchodził 19 lat rządów nad stolicą województwa. Prawie tyle samo lat ma jego obietnica, że w Białymstoku lub jego okolicach powstanie port lotniczy.
Najbardziej uderzające dane płyną z analiz miejskich planistów, którzy przygotowali projekt zagospodarowania przestrzennego dla rejonu ulic Ciołkowskiego i Dywizjonu 303. To właśnie ten obszar – obejmujący blisko 40 hektarów – ma stać się zapleczem dla lotniska oraz planowanej od lat hali widowiskowo-sportowej.
Prognozy są jednak bezlitosne: po 10 latach od realizacji zamierzenia, bilans finansowy może zamknąć się na minusie, i to na kwotę przekraczającą 3 miliony złotych. Jak to możliwe? Okazuje się, że koszty tzw. celu publicznego oraz gigantyczne odszkodowania za przedwczesny wyrąb drzewostanów w Lesie Solnickim przewyższą prognozowane wpływy z podatku od nieruchomości. To finansowy paradoks, który stawia pod znakiem zapytania opłacalność inwestycji w obecnym kształcie.
Prezydent Tadeusz Truskolaski, prezentując założenia budżetowe, studzi emocje tych, którzy liczyli na szybkie uruchomienie lotów pasażerskich. Zamiast nowoczesnego terminala, o którym marzyli zwolennicy "Portu Lotniczego Białystok", miasto planuje budowę... hangaru.
Obiekt ma mieć funkcję administracyjno-biurową i być tak zaprojektowany, by w przyszłości mogły się tam odbywać odprawy. To sprytny ruch, który ma pozwolić na uniknięcie budowy osobnego budynku terminala, ale jednocześnie sygnał, że na „fajerwerki” w komunikacji powietrznej nie ma co liczyć. Prezydent otwarcie przyznaje, że droga do usunięcia przeszkód lotniczych, czyli drzew ograniczających długość pasa startowego, jest wciąż daleka i skomplikowana. Tyle, że na pasie mierzącym niecałe 1400 metrów nie wyląduje żaden rejsowy samolot, a jedynie małe awionetki. Takie, z których korzystają bogaci przedsiębiorcy. Szanse na to, że z takiego pasa będą mogli korzystać zwyczajni białostoczanie graniczą z zerem.
- Strategia małych kroków prowadzi nas donikąd. Eksperci obliczyli, że z lotniska w województwie podlaskim skorzysta ponad 3 miliony pasażerów rocznie. Taka liczba zapewnia, że obiekt nie będzie generował strat - powiedział Halicki.
Problemem numer jeden pozostaje Las Solnicki. Wybudowany w 2018 roku pas startowy (1350 m) nadal nie może być wykorzystywany w pełni przez samoloty rejsowe, bo drzewa uniemożliwiają bezpieczne podejście do lądowania. Miasto stara się o wymianę gruntów z Lasami Państwowymi, co miałoby uprościć procedury wycinki i odszkodowań, ale to wciąż melodia przyszłości.
Do tego dochodzi biurokratyczny impas. Marszałek województwa wciąż odbiera raport fachowców, do którego nieustannie zgłaszane są uwagi. Dokument ten ma być „drogowskazem” dla rozwoju Krywlan, ale na razie pozostaje niegotowy. Nadzieją są negocjacje marszałka Łukasza Prokoryma w Komisji Europejskiej, które mają przynieść zwiększenie funduszy na Białostocki Obszar Funkcjonalny.
Tyle, że obok lotniska powstają też inne obiekty, które mogą mieć negatywny wpływ na funkcjonowanie lotniska jak np. hala widowiskowo-sportowa mieszcząca się ledwie kilkaset metrów od granic Krywlan. Obiekt ma powstać do końca 2028 roku, a otwarcie ofert w przetargu przewidywane jest na 15 stycznia 2026 roku. Po drugiej stronie ulicy powstają wysokie budynki campusu uniwersyteckiego.
- Nie wspomnę o wieżowcach zbudowanych przy wylocie do Łap w okolicach wiaduktu. Dokładnie na trasie nalotu na lotnisku. Przeszkód jest dużo, a nie widać, żeby ktoś pracował nad alternatywnym rozwiązaniem. Może wyjściem jest stworzenie lotniska poza Białymstokiem, ale to niemożliwe zanim ktoś nie podejmie decyzji, że Krywlany to zamknięty temat. A jak widać - nikt jej nie podejmuje - podsumowuje Halicki.
lotnisko wydaje się tkwić w martwym punkcie. Czy Podlasie przestanie być jedynym województwem bez funkcjonalnego portu? Czy zapowiadana spółka z samorządem wojewódzkim i Polskimi Portami Lotniczymi w ogóle powstanie, skoro wciąż brakuje konkretnego modelu jej finansowania, który nie byłby nieuprawnioną pomocą publiczną?
Na razie Krywlany to plac budowy, na którym zamiast huku silników odrzutowych, słychać głównie szelest papierów w urzędniczych biurkach i tnące powietrze głosy w sporze o koszty ekologiczne i finansowe. Mieszkańcom pozostaje czekać na 2026 rok, który może przynieść odpowiedzi na pytanie, czy Białystok wykona jakikolwiek krok, aby realnie jakiś samolot mógł wzbić się w powietrze, czy też pozostanie jedynie w sferze hangarowych mrzonek.
Przemysław Sarosiek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie